Ruda: Kiedy powiedziała jedno słowo znów została mocno uderzona przez jakiegoś kolesia. Podniósł swoje kolano i wymierzył nim w jej żołądek. Ten facet nie miał litości. - Ahh – wyjęczała kaszląc - Lee, daj mi jej telefon – rozkazał. Chłopak wyciągnął jej telefon z kieszeni i podał go temu co mu to kazał zrobić. - Zadzwoń do Harry'ego – warknął. Jego oczy oblały się czernią. - Nie – powiedziała stanowczo. Nie chciała, żeby Harry tu przyjechał, znała zamiary tego koleszki. Ej chwilka Harry? Bosze znowu to samo sen o Nat i Harrym. KURWA O CO Z TYM CHODZI???? - Powiedziałem, zadzwoń do niego – wysyczał zdenerwowanym tonem. Pociągnął ją mocno za włosy do tego stopnia, że była zmuszona na niego popatrzyć. Jego palce błądziły po klawiaturze telefonu, zapewne szukając numeru Harry'ego. - Powiedz gdzie jesteś i że jesteś bezpieczna. Nie próbuj wspominać, że jesteś z nami – Koleś wysyczał blisko jej twarzy wciskając klawisz który łączy się z telefonem Styles'a. Odebrał od razu. - Nat? Gdzie jesteś cały czas próbowaliśmy się do ciebie do... - Harry – przerwała mu – nie zbliżaj się do „Black Fox'a”, Stan prób.. - nie zdążyła skończyć kiedy Stan wyrwał jej telefon rzucając go na ziemie i miażdżąc szybko nogą. Popatrzył na nią zimnym spojrzeniem chwytając z kark i opierając o najbliższą ścianę. - Ty pierdolona dziwko! - krzyknął kiedy łzy spłynęły po jej policzkach. - J..ja przepraszam – wyjęczała niezrozumiale próbując skulić się jak najbardziej aby nie mógł znów jej zrobić krzywdy. - Wiesz co? Jebać ten plan. Zabiję cię teraz! - warknął. Wyciągnął pistolet z kieszeni umieszczając go mocno na jej skroni. - Był tego wart? - zapytał z błyskiem w oku Czy był? Ej co jest nie mówcie, że ja słyszę jej myśli, a no tak to jest sen zapomniało mi się. Czy Harry był wart tego wszystkiego przez co przeszedł? Wstrętny wygląd, boisbendzik, laski ile chciał. Czy był wart tego? Jednak warto myśleć o tych rzeczach, dobrych rzeczach. On wprowadził mnie do lepszego życia, pokazał co to rozkosz i pokazał co to miłość. Co prawda wprowadził mnie w życie niegrzecznej dziewczynki. Życie wśród imprez, alkoholu i innych gwiazd. Pokazał mi 4 najlepszych przyjaciół. Louis, Niall, Zayn i Liam. Był ze mną gdy byłam zdenerwowana. Teraz nagle przypomniałam sobie jak mogłam być taka ślepa? Ślepa na miłość. Nienawidziłam go a on wypruwał sobie flaki, żebym dała mu szansę. Starał się. Próbował wygrać swoją miłość i udało mu się. - Tak – odpowiedziała. Stan zaczął zacieśniać uścisk na jej szyi. Próbował ją dusić. Chciała się uwolnić więc wbiła paznokcia w jego rękę. Zdenerwowany jej posunięciem naciskał powoli na spust. Zamknęła oczy marszcząc czoło. Była gotowa do strzału. Zastanawiała się w tamtym momencie jak to jest umrzeć. Jak to jest być niczym. Gdyby pojawiał się przy bliskich, chciała ich przytulić, ale byłaby odpychana. Wszyscy żyliby a ona nie. Jak inni odebrali jej śmierć? El, Dani, Niall... Harry? Co zrobiłby Harry? Nigdy nie dowiedziałaby się co się z nim dzieje. Czy byłby żywy czy martwy. Całe życie przeleciało jej przed oczami. Dosłownie. Wszystkie wzloty i upadki pojawiły się przede mną i nią. -Odpierdol się od niej! - usłyszała głośny krzyk przed tym jak nie mogłam poczuć obecności ciała Stan'a. Otworzyła powoli oczy i zobaczyła jak Harry trzyma mocno gardło Stan'a przyciskając nim o ścianę. Nigdy nie widziałam go tak bardzo złego. Jego mięśnie były mocno napięte a żyły na szyi bardzo widzialne. Jego oczy oblały się czernią a pomruk zdenerwowania wyłonił się z jego gardła. - Jak ty kurwa śmiesz? - Harry splunął. Jego oczy stabilnie wpatrywały się w Stan'a w niesamowitą złością i zdenerwowaniem. Twarz Stan'a robiła się czerwona z powodu braku powietrza. Jeden z mężczyzn wyciągnął ze spodni pistolet celując nim w Harry'ego, ale ten tylko mocniej przycisnął Stan'a o ścianę. Widząc jego czyn, nieznajomy chwycił mocno rękę Nat przyciągając mnie do siebie i przystawił mi pistolet do głowy. Cholera. Harry obrócił się w jej stronę widząc ją z przystawionym do skroni pistoletem. Skrzywił się. - Co ty kurwa robisz? - zapytał warcząc. Mężczyzna przycisnął ją mocniej i przełykając głośno ślinę. - Puść go, albo ją zastrzelę! - powiedział z drżącym głosem. Tak jakby bał się Harry'ego i jakby bał się ją zabić. Harry zaśmiał się nadal trzymając Stan'a opartego o ścianę. - Naprawdę? Serio chcesz mieć jej krew na rękach? - Harry zapytał ponuro. Był przekonany, że koleś nic jej nie zrobi, bo się boi. - Puść go – powtórzył lekko przyciskając za spust. Posłała chyba swojemu chłopakowi spojrzenie pełne bólu. Chciała, żeby puścił Stan'a, nie chciała w tym momencie być ofiarą. Jak myślała Harry rozluźnił uścisk i wypuścił całkowicie Stan'a, odsuwają się od niego. - Dobra, puść j... - Harry zaczął, ale został przerwany. Stan uderzył go mocno w żołądek a kiedy się skulił z bólu, powtórzył krok tym razem trafiając w szczękę chłopaka. - Podaj mi tę broń – Stan krzyknął do nieznajomego, który trzymał urządzenie przy jej głowie. Odsunął ją ode niej i rzucił w stronę Stan'a. Rozejrzała się wokół ze zdenerwowaniem. Gdzie są wszyscy? Obracając się do tyłu zobaczyłam ich wszystkich, ale nie mogli być tutaj teraz. Każdy z nich był powstrzymywany przez ludzi Stan'a. Wracając z powrotem wzrokiem na Harry'ego zobaczyłam go leżącego na ziemi. Stan wymierzał w niego bronią. To był moment w którym go traci. - Zostaw go! - pisnęła Nat odpychając kolesia stojącego koło niej. Uderzyła go z całej siły w krocze co spowodowało, że się skulił. Podbiegła do Harry'ego i Stan'a. - Zrób jeszcze jeden krok a obiecuję, że strzelę! - powiedział wymierzając bliżej Styles'a. Stanęła w miejscu nie ruszając się tylko stojąc w miejscu. Bała się o Harry'ego. Co jeśli ten świr naprawdę strzeli? Co jeśli go straci? Jest dla niej najważniejszy. Kurwa i gdzie w takich momentach jest popcorn? - Proszę – powiedziała szeptem próbując podejść bliżej. Łzy spływały po jej twarzy. - Zabiję Ciebie, jak nie zamkniesz w końcu tej mordy! - krzyknął. Jego ton spleciony był z jadem. Kopnął Harry'ego w brzuch a ten jęknął z bólu kuląc się. Po raz kolejny kopnął go w to samo miejsce oszczędzając litość. Chciał żeby go bolało. Chciał, żeby Harry cierpiał. Oddalił się od Harry'ego podnosząc z ziemi pistolet. Podszedł do Nat i podał jej go. Drugi trzymał w swojej dłoni. Przyłożył jeden do jej skroni a drugi wsadził do jej dłoni, podnosząc ją i kierując ją w stronę Harry'ego. CO? Cholera, o co mu chodzi? - Twoja kolej, skarbie. Zastrzel go, albo ja zastrzelę ciebie! Popatrzyła na broń która leżała na jej dłoni. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim widokiem. To znaczy na filmach i w programach telewizyjnych tak, ale nigdy osobiście. - J..ja nie mogę – wyszeptała, upuszczając broń na ziemię. - Proszę, proszę, proszę. Więc decyzja została podjęta. - powiedział Stan. Popatrzyła na niego w górę i zobaczyłam ten jego wkurwiający uśmieszek. Podniósł swój pistolet przykładając go do jej głowy. KURWA. - Nie! - usłyszała krzyk Harry'ego. Krew leciała ciurkiem z jego nosa i wargi. Miał ranę na policzku a tuż pod lewym okiem formował mu się siniak. - Nie, Nat! - dokończył. Przeturlał się ciężko do jej stóp, podnosząc broń którą upuściła i umieszczając ją w jej dłoni. - Zastrzel mnie. Zasłużyłem na to. Jestem jedyną osoba która cię w to wciągnęła. Jestem jedynym powodem dla którego jesteś tutaj. Proszę, zastrzel mnie – prosił z łamiącym się głosem. Oddech uwiązł mi w gardle a w oczach stanęły mi łzy gotowe do spłynięcia po twarzy. Nat miała tak samo. - Nie – wyszeptała. Nie mogłam złapać oddechu a suchość w gardle mnie przytłaczała. - Nie mogę cię zabić, Harry – zaczęła płakać patrząc na jego klęczące przede nią ciało. Nadal wyciągał do niej rękę abym odebrała od niego pistolet. - Możesz. Proszę Nat. Wolałbym umrzeć niż patrzeć jak cierpisz przeze mnie – wymruczał. Każde słowo, każdy ruch i każdy oddech sprawiał mu trudność, wiedziałam o tym. Usłyszałam odchrząknięcie obok niej. - Testujecie moją hojność. Powiedziałem, że jedno z was przeżyje a jedno nie; pośpieszcie się zanim zabiję was obojga – wydukał Stan podnosząc swój głos. - Harry, nie mogę cię zabić! - krzyknęła głośno. Popatrzyła na Harry'ego. Podniósł się z trudem jęcząc lekko. Stanął przed Stan'em z pokerowym wyrazem twarzy. - Zabij mnie i zostaw ją w spokoju. Tu chodzi o mnie; zawsze chodzi o mnie. Teraz po prostu strzel i miej to z głowy – Harry warknął na co Stan odpowiedział głośnym śmiechem. - Dokładnie Harry. Tu chodzi o ciebie. Myślę, że zabicie ciebie byłoby za łatwym wyjściem. Widzisz... kiedy zabiję ją ty będziesz cierpiał bardziej – Stan uśmiechnął się szyderczo. Jego głos spleciony ze złem niczym migotał przed naszymi oczami. Pięść Harry'ego spotkała się nagle z twarzą Stan'a. Drugą ręką wykręcał jego ramię, wyciągając z dłoni pistolet. Jego przeciwnik przeciągnął go tak, że Harry spadł po jego drugiej stronie. Stan uderzył go w jelito a następnie w twarz. - Harry! - krzyknęła Nat najgłośniej jak potrafiła ale nie dbała o to. Była przestraszona do ostatniego stopnia. Krew tryskała niebłagalnie z nosa Harry'ego. Chciała mu pomóc, ale gdy się do niego zbliżała, została odciągnięta przez kogoś. Zaczęła wymachiwać rękami aby go odepchnąć, ale nie miała tyle siły co on. - Nat, to Niall. Spokojnie – powiedział chłopak. Odwróciła się do niego patrząc w jego twarz z zapłakanymi oczami. Niall i teraz mi ktoś powie czemu serce zaczęło mi szybciej bić? - Niall, proszę. Zrób coś – wyszeptała błagalnie patrząc z powrotem na Harry'ego i Stan'a. Stan dociskał Harry'ego do ściany, ale zaraz zastąpiło go dwóch nieznanych kolesi. Co się tu kurwa dzieje? Stan odszedł dalej i podniósł z ziemi pistolet celując nim w Harry'ego. Niall odepchnął Nat od siebie, dając znak aby stanęła dalej kiedy podbiegł do Stan'a uderzając go w szczękę. Podszedł do jednego z mężczyzn którzy przytrzymywali Styles'a i uderzył go w brzuch. Gdy Niall pojedynkował się z nieznajomym, Stan podszedł do niego przystawiając mu pistolet do głowy pociągając delikatnie za spust. Stałam obok z niedowierzaniem co właśnie wyprawia się przed moimi oczami. Nie mogę pomóc no bo co zrobię? Nic. Stan nadal trzymał pistolet przy głowie Niall'a. Nie mogłam na to patrzeć. Zakryłam rękami oczy i odwróciłam się. Usłyszałam strzał. Ściągnęłam szybko ręce z twarzy i powoli się odwracałam spodziewając się, że odnajdę leżącego na ziemi Niall'a. Ale kiedy odwróciłam się widziałam go stojącego w nienaruszonym stanie. Popatrzyłam obok i zobaczyłam tylko Harry'ego trzymającego się za brzuch i spadającego powoli na ziemię. Wszystko toczyło się tak jakby w zwolnionym tempie. Harry przytrzymywał ręką swój brzuch sapiąc z bólu. - Harry! - krzyknęła Nat podbiegając do niego. Stan stał obok patrząc w szoku co właśnie się wydarzyło. Wzięła do ręki pistolet leżący obok ciała Harry'ego. - Jeśli nie odsuniesz się od niego w przeciągu 3 sekund, zabiję cię! - krzyczała do Stan'a wymierzając do niego bronią. - Kochanie, nie mus... - pociągnęła za spust po czym Stan dostał kulką w ramię. - Powiedziałam odpierdol się! - krzyknęła do niego ze spływającymi łzami po obu policzkach. Stan chwycił swoje ramię stękając i odszedł od nas razem ze swoimi kumplami. Wyrzucając pistolet popatrzyłam do tyłu i zobaczyła wszystkich stojących obok Harry'ego. Ruszyła w ich stronę przepychając każdego kto stanął mi na drodze. Uklękła przed nim trzymając jego dłoń. - Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - płakała głaszcząc jego włosy. Powieki nadal miał zamknięte. Usłyszała jęki i pomruki wychodzące z jego spuchniętych ust i zauważyła kilka łez spływających spod jego zamkniętych powiek. Liam stał kilka metrów dalej zawiadamiając pogotowie. Niall nie ruszał się z miejsca w którym stał przedtem nadal zamrożony z szoku. Zayn telefonował do Perrie aby powiedzieć jej co się stało chcąc uzyskać w tej sposób jakąś pomoc. Louis robił to co Nat, siedząc po drugiej stronie ciała Harry'ego mówiąc, że wszystko będzie dobrze. - Harry, jest w porządku. Wszystko będzie w porządku – wyszeptała przykładając jego dłoń do swoich ust składając pocałunki na jego skaleczonych kostkach. - Nat? - Harry wychrypiał - Tak? Tak Harry to ja – skanowała jego twarz czekając aż w końcu otworzy oczy. - Przepraszam – wyszeptał otwierając jedno oko by móc na nią spojrzeć. - Nie, nie, nie. Nie masz za co przepraszać – płakała bez opamiętania głaszcząc jego policzek. - Tak, mam. Nie powinienem wplątywać się w... - jego słowa zostały przerwane przez jego indywidualny kaszel. Skrzywił swoją twarz czując pewnie niesamowity ból. Krew spływała po jego ciele zatrzymując się pod moimi nogami. Podeszłam do nich i uklękłam przy Nat. Wygląda na to, że mnie nie widzą. - Liam! Kiedy przyjedzie ta pieprzona karetka? - krzyknęła - Powiedzieli, że wkrótce przyjadą! - odkrzyknął stojąc za mną. Jego twarz była wypełniona zrozumieniem. Łzy nadal spływały po jej twarzy. - Nie powinienem wplątywać cię w to wszystko. Mogłem dać ci spokój kiedy o to prosiłaś – wyszeptał krzywiąc się. - Nie, Harry. Będę ci dziękować do końca życia, że z tobą zostałam. Cieszę się, że nie zostawiłeś mnie kiedy prosiłam i walczyłeś do końca. Gdyby nie ty, nie bylibyśmy razem. Nigdy nie zdawałbyś sobie sprawy z tego jak bardzo chciałam cię zatrzymać przy sobie kiedy siedzieliśmy w tę noc pod drzewem. Zdałam sobie wtedy sprawę, że cię pragnę, że cię potrzebuję – wytłumaczyła. Zauważyłam mały uśmiech przedostający się przez jego usta. - Martwiłem się o to, że nie kochasz mnie tak bardzo jak ja kocham ciebie. Szczerze mówiąc nie wiem czy jest na świecie ktoś kto będzie kochał cię tak bardzo jak ja. Chciałem być twoim pierwszym, Nat. Chciałem być tym który jako pierwszy przełamie twoją niewinność; ale to była jedna z tych rzeczy które w tobie kocham. Byłaś taka niewinna. Więc myślę, że zrobiłem dobrze nie przełamując tej niewinności. - uśmiechnął się kaszląc ponownie – Pamiętam noc kiedy wziąłem cię do mojego mieszkania po raz pierwszy. Siedziałaś na moim łóżku i płakałaś. Obiecałem sobie, że nigdy nie skrzywdzę cię tak jak to zrobiłem wcześniej. To była noc kiedy zrozumiałem, że coś do ciebie czuję, Nat. Lou był tam wtedy – wyszeptał końcówkę a ja ukradkiem oka popatrzyłam na Louis'a który przytaknął uśmiechając się. - Noc w której powiedziałaś mi, że będziesz moją dziewczyną była najbardziej szczęśliwym momentem w moim życiu. Zmieniłaś mnie, Nat. Nikt wcześniej tego nie zrobił. Zmieniłaś mnie na lepsze. Chcę żebyś znalazła sobie kogoś kto jest dobry dla ciebie. Ktoś kto nie jest taki jak ja. Chcę, żebyś obiecała mi, że kiedy się zestarzejesz, będziesz miała dzieci, wnuki i prawnuki bo na to zasługujesz. Zasługujesz na długie i szczęśliwe życie, beze mnie. Nigdy nie byłem dobry dla ciebie, ale byłem zbyt samolubny żeby to zauważyć – tłumaczył jęcząc ponownie z bólu. Co ja bym dała żeby połowa tego bólu spadła na mnie. Łzy znów napłynęły mi do oczu wsłuchując się w głębokie słowa Harry'ego. Nat tak samo było to po niej widać. - Dlaczego to brzmi jak pożegnanie, Harry? Nie zostawiasz mnie! Pogotowie zaraz przyjedzie i wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie tak jak było – nadal nie potrafiła powstrzymać płaczu. Harry wyciągnął swoją rękę do góry i resztką sił ułożył ją na jej policzku gładząc go. Przyłożyła swoją dłoń na jego która spoczywała na jej twarzy i ścisnęła ją delikatnie. - Kocham Cię, Nat – wymamrotał kiedy jego oczy zaczęły opadać. - Ja też Cię kocham, Harry – bełkotała. Jej łzy spływały po policzkach lądując na piersi Harry'ego. - Proszę. Proszę nie zostawiaj mnie – żebrała. Harry wziął jej dłoń przenosząc ją do swoich ust po czym zaczął składać na niej pocałunki. - Obiecaj mi – powiedział ze słabym głosem. - Harry... - Obiecaj – przerwał jej. Patrzyła na jego twarz z zamazaną wizją z powodu łez. Widziała jak jego rysy twarzy co chwilę wykrzywiały się z powodu bólu. Nie mogła patrzeć na niego kiedy jest w takim stanie, nie może jej zostawić. Nie może. Kocha go. Bardziej niż wszystko inne. - Obiecuję – wyszeptała. Harry odwrócił głowę w drugą stronę. - Dbaj o nią, Lou – wymamrotał. - Jasne, stary – Lou uśmiechnął się do niego. Kilka łez spłynęło po jego twarzy. W tym momencie każdy kto siedział obok Harry'ego... płakał. Panowała jednak grobowa cisza. Dosłownie dało się usłyszeć nasze oddechy. - Obiecujesz? - zapytał kaszląc jeszcze bardziej niż wcześniej - Obiecuję – powiedział Louis drżącym głosem. Usłyszałam cichy sygnał karetki pogotowia, ale byłam pewna, że nie zdążą przyjechać tutaj na czas. Nawet gdyby tak było, nie uratowaliby Harry'ego. Stracił zbyt dużo krwi. Patrząc w teraźniejszość zorientowałam się co tak naprawdę się dzieje. Chłopak Nat właśnie umiera trzymając w swojej dłoni jej. Nie miał zamiaru być z nią już nigdy. Nie będzie zakradał się z tyłu jej domu prosząc o wspólne wyjście za plecami mojej matki. Czekaj co? Nat o czym ty teraz myślisz? Nie będzie już opowiadał mi sprośnych żartów lub śmiać się do mnie. Nie będzie już uspakajał mnie mówiąc, że wszystko będzie dobrze, nawet kiedy nie było. Już nigdy się nie zestarzeje. Nie będzie miał dzieci, wnuków ani nawet prawnuków. Nie zrobi ze mną już nic, nigdy. Resztkami sił odwrócił się do niej, puszczając jej rękę i odsuwając koszulkę na swoim ciele ukazując swój tatuaż, który zrobił kilka godzin temu. Było widać był jeszcze czerwony. - Na zawsze? - wyszeptał. Jego oczy zmuszone były do zamknięcia się a uścisk poluzował. Śledziła jego tatuaż swoimi palcami. Myślała o tym jak dumny był z tego, że zgodziła się na taki sam tatuaż. CO NAT I TATUAŻ! Był dumny z tego, że zrobił go z nią...z jego dziewczyną. Jak bardzo dumny był z tego, że zgodziła się umieścić coś na swoim ciele do końca życia, coś co jest pamięcią o nim. Świeży zestaw łez spłynął po jej i moich policzkach i mogła posmakować słonej wody w jej ustach. Wielka bryła powietrza stanęła w moim gardle a wizja się rozmyła. Oddech Harry'ego zwolnił po czym się zatrzymał. Dotknęła dłonią jego serca. - Na zawsze – odpowiedziała, ale żałowała, że tego nie słyszał. Żałowała, że powiedziała to za późno. Nie ma go... Odszedł... Ale na zawsze pozostanie. W jej pamięci. W jej sercu...
Nat:
O nie znowu będą mi się śnić koszmary. Trudno przyzwyczaiłam się do tego.
Pewnego pochmurnego dnia mały Janek siedział na strychu i szperał w pudłach z pamiątkami. Nagle zobaczył małego pieska-robota. Wyglądał on strasznie miała wielkie oczy i ostre kły, ale Janek, jak to małe dzieci ciekawe, nie mógł się oprzeć i wziął go do ręki. W jednej chwili ślepia pieska zaczęły się mienić we wszystkich kolorach, a on usłyszał tylko dwa słowa: NAKARM MNIE, a potem znikł. Rodzina małego Janka szukała go długo, ale ciała nie odnaleziono. Po tym zdarzeniu rodzice Janka wyprowadzili się stamtąd. Dom długo stał pusty, aż do pewnego momentu, gdy wprowadziło się do niego małżeństwo z dzieckiem, mała Gosią. Gosia juz po kilku dniach znała wszystkie zakamarki domu oprócz jednego STRYCHU. Więc postanowiła tam zajrzeć. te miejsce nie było wcale niezwykłe. Ale wzrok dziewczynki zatrzymał się na pewnej zabawce, był to piesek. Dziewczynka bez wahania podeszła i wzięła go na ręce. A wnet rozległo się NAKARM MNIE......
Dobra bywały gorsze ufff
Rodzinka w składzie: mama, tata, i 5 dzieci zamieszkali w pewnym domu. Ludzie mówili, że w tym domu straszy. Oni się nie przejęli tym. W domu nie było nic prócz jedynego, pustego obrazu. Próbowali go zdjąć na różne sposoby - nie dało się. Wreszcie dali sobie spokój i zaczęli się rozpakowywać. Co kilka nocy z obrazu spływała krew. W tym samym czasie, ktoś z rodziny umierał. W ten sposób umarło już dwoje dzieci - Natala i Bartek. Oboje mieli po 13 lat. Gdy następnym razem obraz zaczął krwawić, Madzia szła do łazienki. Przechodziła koło obrazu. Obraz zwykle był czysty - nic nie było na nim namalowane. Tym razem na obrazie był krwawy napis: NIE OGLĄDAJ SIĘ ZA SIEBIE. Ale ciekawość zżerała Madzię. Obejrzała się za siebie i...nic już więcej nie zobaczyła. Ktoś a raczej coś wbiło jej kuchenny nóż prosto w serce. Zwłoki Madzi przeniesiono do jej łóżka. Następnego dnia rodzice zaczęli wierzyć w klątwę przeklętego obrazu. Postanowili z pozostałą dwójką dzieci się wyprowadzić. Niestety dom stanął w płomieniach. Nic nie ocalało. Jedynie przeklęty obraz wisiał w powietrzu jakby wisiał na niewidzialnej ścianie. Z jego ram płynął strumień krwi. Na obrazie był tylko krzywy krwawy napis: ŻEGNAJCIE...
Jeszcze coś? Śnie myślałam, że stać ciebie na coś więcej haha
W pewnym niewielkim miasteczku stał dawno opuszczony już cmentarz. Ludzie go nie odwiedzali, ponieważ twierdzili, że jest nawiedzony. Do miasteczka sprowadziła się rodzina z dwójką dzieci. Oni również usłyszeli o nawiedzonym cmentarzu od swoich sąsiadów, ale dorośli jak to dorośli jedynie się z tego śmiali. Dzieci ogromnie przejęły się tą historią. Było jeszcze gorzej, gdy okazało się, że ich dom leży niecałe 100m. od cmentarza, a z tylnego okna domu widać ten nawiedzony cmentarz. Rodzice nie wierzyli w tę historię o duchach pojawiających się na cmentarzu, ale dzieci owszem. Pewnego wieczoru rodzice dzieci postanowili wyjść na romantyczna kolację do restauracji za miastem. Dzieci zostały, więc same w domu. Koło 12.00 w nocy Mej i jej brat Jan usłyszeli śpiew kobiety. Wyjrzeli przez okno a na jednym z nagrobków siedziała kobieta w białej szacie i śpiewała. Niespodziewanie odwróciła się do dzieci i szeroko się uśmiechnęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Mej wrzasnęła z przerażenia i czym prędzej chciała biec do swojego pokoju. Gdy wchodziła na schody zobaczyła na nich siedzącą postać. Była to ta sama kobieta, którą widziała z bratem przez okno. Wstała ona i podeszła do przerażonej dziewczynki. Położyła jej rękę na głowie po czym szybkim ruchem skręciła jej kark. Gdy chłopak poszedł szukać swojej siostry znalazł jej ciało na łóżku na ścianie pisało ludzką krwią "Niech rodzice lepiej uwierzą"
...
Pewnego razu Sandra pojechała z rodzicami w góry. Jednego dnia została sama w hotelu, ponieważ bolała ją głowa. Pospała 4 godziny. Śniła mu się piękna łąka na której było pełno zwierząt... bawiły się z nią. Jednak nagle ze snu wyrwał ją okropny zapach. Coś strasznie śmierdziało jakąś padliną. Wyszła, by to sprawdzić. Zapach dobiegał z pokoju obok. Pomyślała, że może to lokator tamtego pokoju coś gotował na śniadanie i niedokładnie zmył naczynia... Zapukała raz. NIC. Zapukała drugi. NIC. Zapukała trzeci. NIC!!!. Chciała zapukać czwarty raz ale drzwi same się otworzyły, a w nich stał pół żywy mężczyzna z podrapaną twarzą. Sandra szybko wbiegła do jego pokoju żeby zadzwonić do rodziców. Podbiegła do telefonu, wykręcił numer ale nagle usłyszała jakieś piski z szafy. Bała się otworzyć, ale podeszła żeby rozpoznać po głosie zwierze, nagle drzwi same się trochę otworzyły. Sandra nie chciała wiedzieć co tam jest więc je zamknęła. Lecz znowu się otworzyły ale tym razem z trzaskiem że aż odskoczyła na bok. W szafie siedział mały, biały królik. Po chwili usłyszał jakieś ryknięcie a kiedy się odwróciła zauważyła tylko jakieś pazury i poczuł straszny ból w nodze okazało się że w ułamku sekundy już jej nie miała. Umarła. Rodzice Sandry od razu gdy usłyszeli dziwny ryk w słuchawce postanowili wrócić. Ale gdy jechali mieli wypadek. Umarli. Niektórzy przechodnie mówili że wpadli w poślizg. Lecz jedna staruszka ciągle się sprzeczała i mówiła że na drodze widziała białego królika...
...
Była sobie pewna dziewczynka. Miała na imię Kornelia. Mieszkała w okolicy Poznania. Jej matka była rozwódką, a ojciec widywał się z nią raz w miesiącu. Pewnego dnia, gdy przyszła do domu mama powiedziała do niej:
- Kornelia! Zejdź proszę! Mamy gościa!...To jest Marek i wskazała palcem na mężczyznę. Marek kierując wzrok na dziewczynkę powiedział:
- Twoja mama opowiadała mi o Tobie dużo. Jesteś solidną i grzeczną dziewczynką, ale to już nie ma znaczenia bachorze!, bo niedługo ten świat nie będzie już dla Ciebie istniał, umrzesz - powiedział, lecz resztę zdania tylko Kornelia mogła usłyszeć. Zaraz po rozmowie, jeżeli tak to można w ogólę nazwać, matka powiedziała:
- A wiec już się poznaliście, ale muszę Ci jeszcze coś powiedzieć. Ja i Marek zaręczyliśmy się... - Dziewczyna z wściekłością krzyknęła do matki:
- Co??!!,
-Kochanie wiem, że ciężko Ci to zrozumieć, ale chociaż spróbuj!
-Nawet nie zamierzam!!!..Czy Ty słyszałaś co on do mnie powiedział?
-Tak,że jest bardzo grzeczną i....
-Nie, to drugie
!- Nic więcej już nie słyszałam, a co takiego powiedział?
-Że jestem bachorem i że umrę!
-Nie kłam! Idź do pokoju! Nie wychodź stamtąd, dopóty nie przeprosisz Marka!
-To oznacza, że nigdy nie wyjdę!.....Tej samej nocy miała koszmar. Śniło się jej, że leżeć w łóżku nagle widzi Marka, który idzie ją zabić siekierą. Nagle się budzi i zaczęło się dziać zupełnie to samo, co we śnie. Marek celował w nią siekierą. Kornelia zaczęła uciekać w stronę schodów i wołać o pomoc mamę. Matka wyszła na korytarz i nie mogła uwierzyć własnym oczom..
- Marek, dla czego to robisz?..
- Elu, nie rozumiesz? Po co nam dziecko? Przecież możemy być tylko we dwoje, razem. Nie potrzebny jest nam żadnen benkart.
- Jak możesz tak mówić?! Jesteś chory!....i popchła go w kierunku schodów. Ale nic mu się nie stało. Jednak kiedy Kornelia go popchnęła zleciał i był już nie żywy, tylko niebieski płyn z niego się wylewał. Obydwie postanowiły zakopać jego zwłoki w ogródku i nigdy, ale to przenigdy nie wspominać na ten temat. Tydzień później, po ulewnych deszczach i spadkach temperatury, zaczęło się robić naprawde ciepło. Ale tam, gdzie zakopały ciało Marka, zaczęły rosnąć niebieski róże z wielkimi kolcami. Zdawało się w nocy, że śpiewały:
- Elu, jesteśmy dla siebie stworzeni. - Pewnego dnia gdy obydwie wyszły by podwieźć Kornelię do szkoły i pojechać do pracy,róże zaczęły śpiewać:
-Za kilka pełni księżyca wrócę tu moja najdroższa,a wtedy policzę się z tym przeklętym bachorem. I od tamtej pory już nie śpiewały,nawet w nocy. Lecz zbliżały się pełnie księżyca.
...
Myśliwy, po całym dniu polowania, znajdował się w środku ogromnej puszczy. Robiło się ciemno i całkowicie opadł z sił. Zdecydował się iść w jednym kierunku, dopóki nie upewni się co do swojego położenia. Po paru godzinach znalazł chatkę na małej polanie. Ponieważ było już bardzo ciemno zdecydował, że zostanie w niej na noc. Podszedł do chatki. Drzwi były otwarte. W środku nikogo nie było. Myśliwy położył się na znalezionym łóżku, decydując, że wszystko wyjaśni właścicielowi chatki rano. Rozejrzał się po wnętrzu chatki. Zaskoczony spostrzegł na ścianach kilka portretów, namalowanych z dbałością o najmniejsze szczegóły. Wszystkie portrety bez wyjątku wyglądały, jakby się mu przyglądały. Ich twarze wykrzywione były w grymasach nienawiści i złości. Myśliwy poczuł się dziwnie. Starając się za wszelką cenę zignorować portrety, odwrócił twarz od ściany i wykończony zapadł w głęboki sen. Rano myśliwy zbudził się. Odwrócił się i zamrugał w nieoczekiwanym świetle słońca. Spostrzegł, że w chatce nie ma żadnych portretów, tylko okna.
...
Kilka lat temu, pewna rodzina wprowadziła się do starego, wiktoriańskiego domostwa, które kupiła po zniżkowej cenie. Już pierwszego dnia ochoczo zabrali się do rozpakowywania dopiero co przywiezionych mebli i sprzętów, które zabrali z poprzedniego mieszkania. Ponieważ nie zdążyli uporać się z tym przed zmrokiem, postanowili nie rozpakowane jeszcze rzeczy schować do piwnicy. Podczas znoszenia pakunków zauważyli, że w rogu pomieszczenia znajduje się skrzętnie ustawiony rząd drewnianych, solidnych beczek na wino. „Doskonale! – ucieszyła się żona – Będziemy mogli je przeciąć na pół i posadzić w nich drzewka brzoskwiniowe!”. Mąż również ochoczo przystał na tę propozycję, toteż już następnego dnia zabrali się do pracy. Nie była ona wcale lekka, gdyż solidnie wykonane beczki nie dały się łatwo rozpołowić. Pracował w pocie czoła, aż doszedł do ostatniej. „Hej! Ona jest pełna!- zawołał do małżonki- będziemy mieli co sączyć przy kominku!”. Problem w tym, jak otworzyć taką beczkę bez uszkodzenia jej i wylania zawartości? „Chodźmy do baru, tam na pewno nam doradzą” zasugerowała żona i tak też zrobili. W barze otrzymali specjalny sprzęt – należało jedynie zrobić mały otwór w beczce i zamontować odpowiednie kureczek do nalewania. Gdy przewiercali beczkę doszedł ich upojny zapach starego wina. Szybko zamontowali sprzęt, skosztowali trunku, poczym zgodnie stwierdzili, że jest on wyborny. Delektowali się nim przez całą zimę, aż w końcu kurek całkowicie się osuszył. Para była mocna zdziwiona, że wino skończyło się tak szybko – mieli wszak całą beczkę! Zrozumieli to dopiero, gdy rozcięli beczkę na pół, znajdując w niej dobrze zakonserwowane, pocięte w kawałki zwłoki mężczyzny, które wypełniały większą część antału.
...
Pani Mirena była 55 letnią wdową. Uwielbiała układać puzzle. Była w tym najlepsza. W jej szafach znajdowały się miliony układanek, które ułożyła… Był to letni, piękny dzień. Pani Mirenka postanowiła wybrać się na zakupy… Nagle zauważyła jakiś nowy sklep. Od razu jej się spodobał. W środku były różne zaczarowane rzeczy, których jeszcze nie widziała, ale największą jej uwagę zwróciły zaczarowane puzzle. Od razu wiedziała, że musi je mieć! Kupiła je… Wieczorem zabrała się do ich układania. Siedziała przy słabej lampce, zacięcie układając małe puzzle. Nareszcie obrazek z puzzli zaczynał coś przypominać. Kobieta znała skąś pokój, który wychodził w puzzli. Jeszcze bardziej zacięcie układała te puzzle. Nagle zauważyła, że ten pokój jest… JEJ! Kobieta siedzącą i układająca puzzle to ona! Bała się układąc je dalej. Ręce jej drżały, a serce podchodziło do gardła. Nagle poczuła jak po plecach przechodzą jej ciarki… Ułożyła już całe puzzle! Na puzzlach przedstawiono w oknie jakąś postać. Mirena chciała się odwrócić by zobaczyć kto tam jest… W tym samym momencie zgasło światło. Mirena sięgnęła po latarkę, bała się ją zapalić, ale zrobiła to, zapaliła ją… Owa postać stała przed nią. Była ubrana na czarno, na twarzy miała dużą bliznę przechodzącą przez lewy policzek, a w prawej ręce trzymał nóż. Zadała jej cios, prosto w serce. Kobieta osunęła się po ścianie na podłogę, a puzzle zniknęły i dalej są sprzedawane w tym sklepie…
Hujol:
Miałem piętnaście lat, byłem zbuntowanym nastolatkiem któremu nikt nie umiał pomóc. Zgubiłem się...Któregoś dnia poznałem ją - koleżankę mojego przyjaciela młodszą o rok...Od razu przypadła mi do gustu...Wysoka, ruda, błękitne oczy, szczupła i na dodatek z dobrymi manierami...Czeko można chcieć więcej? - Pomyślałem. Po 3 miesiącach zakochałem się na zabój. Nie widziałem świata po za nią...Kiedy przychodziła do Cinka zawsze ubierałem się w najlepsze ciuchy i ładnie układałem fryzurę...Głupi myślałem, że coś z tego będzie...Po miesiącu poszliśmy razem na wesele do kuzynki Cinka...Nie potrafiłem się bawić patrząc jak ona jest podrywana przez innych mężczyzn, chodź wiedziałem, że nigdy nie będziemy razem...A mimo tego byłem zazdrosny...Śmiertelnie zazdrosny. Kiedy na zegarze wybiła wybiła godzina 00:00 myślałem, że jest to najpiękniejszy dzień w moim życiu...Złapałem kwiat, a ona welon. Tańczyliśmy razem na krześle, byłem taki szczęśliwy...Wszystko skończyło się bardzo szybko, wróciło do normy jednak ja nie potrafiłem przestać o niej myśleć...Po roku czasu odbyło się wesele mojego brata na którym była oczywiście ona. Dalej nie widziałem świata po za nią...Za każdym próbowałem się do niej zbliżyć i nawet mi się to udało Tańczyliśmy cały czas, po czym ona powiedziała, że musi jechać po coś do domu, spytała czy pojadę z nią...Oczywiście się zgodziłem - wiedząc, że pojedziemy tylko do jej domu i zaraz wrócimy...W samochodzie pomyślałem o tym, że bardzo ją kocham i zrobiłbym wszystko, żeby z nią być. Po policzku poleciały mi łzy...Nawet nie zauważyłem kiedy się zatrzymałem i wtedy ona się zapytała co się stało...Odpowiedziałem, że oczy mi się pocą - nie uwierzyła. Nalegała, żebym powiedział...Po chwili zapytałem się jej czy zakochała się kiedyś w kimś tak bardzo jak ja - opowiedziałem jej wszystko...Ona tylko odpowiedziała - musi być idiotką skoro nie chce kogoś takiego ja ty...W takim razie jesteś idiotką - Powiedziałem do niej...Nie wiedziała co powiedzieć była w totalnym szoku ( Jestem ciekaw dlaczego. 1. Powiedziałem, że jest idiotką czy 2. Powiedziałem, ze się w niej kocham) po czym wzięła mnie przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze...Nie wiedziałem co mam myśleć. Długo rozmawialiśmy. Po długim czasie pocałowała mnie, czułem się jak w niebie...Z każdą minutą kochałem ją coraz bardziej...Po trzech miesiącach zostaliśmy parą. Nikt tego nie zaakceptował - każdy był przeciwny...Ja 16 ona 15...Jej rodzice myśleli, że chcę ją tyko wykorzystać, że chodzi mi tylko jedno po głowie ( dziękuje za super opinie nie znając mnie). Jednak tak nie było nie nalegałem o seks nawet nie spróbowałem jej ,,,sprowokować" do sytuacji jednoznacznej...Powiedziałem, że na wszystko przyjdzie czas, że ją kocham taka jaka jest...Pomimo, że każdy był przeciwny, ona pokłóciła się z własnymi rodzicami, my walczyliśmy z całych sił...Dzisiaj jesteśmy po ślubie, mamy wspaniałą pięciomiesięczną córeczkę Emmę ...Mieszkamy w Londynie razem z naszymi przyjaciółmi...Kochamy się z całych sił i wiemy, że nie ma rzeczy niemożliwych, tylko takie które czasami trudno zrealizować...Ale my się nie poddaliśmy...Teraz mam 23 lata, a ona 22 i wcale nie widać tej różnicy wieku ( Stary to jest tylko rok, a nie 10 lat -,-) A jej rodzice, którzy byli najbardziej byli przeciwni temu związkowi są szczęśliwymi dziadkami... Nagle się obudziłem i zobaczyłem przy moim boku Cinka - Ej Cinek - Obudziłem go - Co jest kurwa - Powiedział - Ja jestem żonaty i mam córkę Emmę - Spytałem - Facet ciebie do reszty popierdoliło? - A czyli jest po staremu, Monika nie jest moją żoną, nie mam córeczki Emmy i nie było w moim życiu nawet takiej sytuacji. No i fajnie. DOBRANOC
Daniel:
O boshe takie smakowite, takie piękne, rumiane, pożeram je wzrokiem. Jakby co to nie chodzi o laseczki chociaż one też nie są złe tylko o te kurczaki w panierce które stoją na blacie w KFC, osz no kurwa mac, jakiś ziomuś je bierze. Biegnę do niego i wytrącam mu je z rąk. - Gościu kurwa pojebało kakao? Co Ty robisz?!- zapytał zły - Zostaw je one są moje!!!!! - odpowiedziałem ;3 - No chyba Cię prąd popieścił. Ja za nie zapłaciłem i BYŁY moje. Kupujesz mi nowe. - Ta już od razu - najwyraźniej ziom się wkurwił bo wyszed trzaskając drzwiami.. nie czekaj nie mógł trzasnąć tymi drzwiami bo to są drzwi obrotowe. To jak? (Ziomuś jesteś pojebany i do tego jeszcze bardziej pojebane sny masz xD) Schylam się do kurczaków i je całuje.. nie wcale ludzie nie patrzą na mnie jak na psychola. Wcale. Podchodzi do mnie kasjer czy jak mu tam. - Koleś weź się ogarnij, klientów nam odstraszasz. - Nie chcecie mnie tu to nie. Wychodzę!! I biore kurczki. Kurwa taka przygoda wychodząc zapomniałem w drzwi i zajebałem w nie i troszkę mi się w głowie kręciło więc.. Wyszedłem na drogę było pusto, a tir we mnie jebnął. Zginąłem na miejscu. Bardziej szkoda mi moich kurczaków niż tego, że w tak młodym wieku umarłem
Cinek:
Nudy nudy nudy , może jakiś sen jebany by mi się trafił. Teee ja to trawiam. Do kurwy nędzy czemu jestem w teńczowym świecie i wszystko na około tutaj się świeci?! O ja pierdole jednorożce!! ZAJEBIŚCIE!!!!! Idę dosiąść jednego. Kurwa syczysz na mnie ty suko?! O patrz mogę na niego wejść. Ale zajebiscie lata osz kurwa widze saturna i neptuna o kurwa masz ja pierdole!!! -Lećmy na marsa Gieniek - (taak nazwałem go Gieniek zawsze o tym marzyłem) polecieliśmy, kosmici patrzeli na mnie takim wzrokiem jakby chcieli mnie.. jakby chcieli mnie.. ZRUCHAĆ TO JEST TO SŁOWO KTÓREGO SZUKAŁEM. - Dobra Gieniek spierdalamy bo jestem prawiczkiem i nie chce stracić cnoty z jakimiś zielonymi wodogłowiamy. - Normalnie tak zawrócił, że aż kurwa rzygłęm usłyszałem czyjś krzyk ciekawe kogo orzygałem hahaha. A teraz lecimy i no kurwa PERRIE EDWARDS ja pierdole nie wierze kocham jąąą!!!! Idę ją zruchać, a nie czekajcie tam jest też ten cały jej chłopak. Osz dżizas kurwa ja pierdole Oprah Winfrey muszę mieć jej autograf I zajebaliśmy w jakąś ścianę ja złamałem nos , a mój jednorożec się rozprysnął. (Czemu mi zawsze śnią takie zjebane sny?!)Nie dlaczego on nieeeeeeee! Nagle się budzę - Hujol, Hujol - szturcham go - Nie nie kupię Ci jednorożca - odpowiada. - Ej, skąd Ty wiesz o jednorożcu? - Już nie pierwszy raz śni Ci się ten sen. - Dobra tematu nie było idź spać, to był tylko dziwny sen. Przewróciłem się na drugą stronę i poszedłem spać xD
...
Kilka lat temu, pewna rodzina wprowadziła się do starego, wiktoriańskiego domostwa, które kupiła po zniżkowej cenie. Już pierwszego dnia ochoczo zabrali się do rozpakowywania dopiero co przywiezionych mebli i sprzętów, które zabrali z poprzedniego mieszkania. Ponieważ nie zdążyli uporać się z tym przed zmrokiem, postanowili nie rozpakowane jeszcze rzeczy schować do piwnicy. Podczas znoszenia pakunków zauważyli, że w rogu pomieszczenia znajduje się skrzętnie ustawiony rząd drewnianych, solidnych beczek na wino. „Doskonale! – ucieszyła się żona – Będziemy mogli je przeciąć na pół i posadzić w nich drzewka brzoskwiniowe!”. Mąż również ochoczo przystał na tę propozycję, toteż już następnego dnia zabrali się do pracy. Nie była ona wcale lekka, gdyż solidnie wykonane beczki nie dały się łatwo rozpołowić. Pracował w pocie czoła, aż doszedł do ostatniej. „Hej! Ona jest pełna!- zawołał do małżonki- będziemy mieli co sączyć przy kominku!”. Problem w tym, jak otworzyć taką beczkę bez uszkodzenia jej i wylania zawartości? „Chodźmy do baru, tam na pewno nam doradzą” zasugerowała żona i tak też zrobili. W barze otrzymali specjalny sprzęt – należało jedynie zrobić mały otwór w beczce i zamontować odpowiednie kureczek do nalewania. Gdy przewiercali beczkę doszedł ich upojny zapach starego wina. Szybko zamontowali sprzęt, skosztowali trunku, poczym zgodnie stwierdzili, że jest on wyborny. Delektowali się nim przez całą zimę, aż w końcu kurek całkowicie się osuszył. Para była mocna zdziwiona, że wino skończyło się tak szybko – mieli wszak całą beczkę! Zrozumieli to dopiero, gdy rozcięli beczkę na pół, znajdując w niej dobrze zakonserwowane, pocięte w kawałki zwłoki mężczyzny, które wypełniały większą część antału.
...
Pani Mirena była 55 letnią wdową. Uwielbiała układać puzzle. Była w tym najlepsza. W jej szafach znajdowały się miliony układanek, które ułożyła… Był to letni, piękny dzień. Pani Mirenka postanowiła wybrać się na zakupy… Nagle zauważyła jakiś nowy sklep. Od razu jej się spodobał. W środku były różne zaczarowane rzeczy, których jeszcze nie widziała, ale największą jej uwagę zwróciły zaczarowane puzzle. Od razu wiedziała, że musi je mieć! Kupiła je… Wieczorem zabrała się do ich układania. Siedziała przy słabej lampce, zacięcie układając małe puzzle. Nareszcie obrazek z puzzli zaczynał coś przypominać. Kobieta znała skąś pokój, który wychodził w puzzli. Jeszcze bardziej zacięcie układała te puzzle. Nagle zauważyła, że ten pokój jest… JEJ! Kobieta siedzącą i układająca puzzle to ona! Bała się układąc je dalej. Ręce jej drżały, a serce podchodziło do gardła. Nagle poczuła jak po plecach przechodzą jej ciarki… Ułożyła już całe puzzle! Na puzzlach przedstawiono w oknie jakąś postać. Mirena chciała się odwrócić by zobaczyć kto tam jest… W tym samym momencie zgasło światło. Mirena sięgnęła po latarkę, bała się ją zapalić, ale zrobiła to, zapaliła ją… Owa postać stała przed nią. Była ubrana na czarno, na twarzy miała dużą bliznę przechodzącą przez lewy policzek, a w prawej ręce trzymał nóż. Zadała jej cios, prosto w serce. Kobieta osunęła się po ścianie na podłogę, a puzzle zniknęły i dalej są sprzedawane w tym sklepie…
Hujol:
Miałem piętnaście lat, byłem zbuntowanym nastolatkiem któremu nikt nie umiał pomóc. Zgubiłem się...Któregoś dnia poznałem ją - koleżankę mojego przyjaciela młodszą o rok...Od razu przypadła mi do gustu...Wysoka, ruda, błękitne oczy, szczupła i na dodatek z dobrymi manierami...Czeko można chcieć więcej? - Pomyślałem. Po 3 miesiącach zakochałem się na zabój. Nie widziałem świata po za nią...Kiedy przychodziła do Cinka zawsze ubierałem się w najlepsze ciuchy i ładnie układałem fryzurę...Głupi myślałem, że coś z tego będzie...Po miesiącu poszliśmy razem na wesele do kuzynki Cinka...Nie potrafiłem się bawić patrząc jak ona jest podrywana przez innych mężczyzn, chodź wiedziałem, że nigdy nie będziemy razem...A mimo tego byłem zazdrosny...Śmiertelnie zazdrosny. Kiedy na zegarze wybiła wybiła godzina 00:00 myślałem, że jest to najpiękniejszy dzień w moim życiu...Złapałem kwiat, a ona welon. Tańczyliśmy razem na krześle, byłem taki szczęśliwy...Wszystko skończyło się bardzo szybko, wróciło do normy jednak ja nie potrafiłem przestać o niej myśleć...Po roku czasu odbyło się wesele mojego brata na którym była oczywiście ona. Dalej nie widziałem świata po za nią...Za każdym próbowałem się do niej zbliżyć i nawet mi się to udało Tańczyliśmy cały czas, po czym ona powiedziała, że musi jechać po coś do domu, spytała czy pojadę z nią...Oczywiście się zgodziłem - wiedząc, że pojedziemy tylko do jej domu i zaraz wrócimy...W samochodzie pomyślałem o tym, że bardzo ją kocham i zrobiłbym wszystko, żeby z nią być. Po policzku poleciały mi łzy...Nawet nie zauważyłem kiedy się zatrzymałem i wtedy ona się zapytała co się stało...Odpowiedziałem, że oczy mi się pocą - nie uwierzyła. Nalegała, żebym powiedział...Po chwili zapytałem się jej czy zakochała się kiedyś w kimś tak bardzo jak ja - opowiedziałem jej wszystko...Ona tylko odpowiedziała - musi być idiotką skoro nie chce kogoś takiego ja ty...W takim razie jesteś idiotką - Powiedziałem do niej...Nie wiedziała co powiedzieć była w totalnym szoku ( Jestem ciekaw dlaczego. 1. Powiedziałem, że jest idiotką czy 2. Powiedziałem, ze się w niej kocham) po czym wzięła mnie przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze...Nie wiedziałem co mam myśleć. Długo rozmawialiśmy. Po długim czasie pocałowała mnie, czułem się jak w niebie...Z każdą minutą kochałem ją coraz bardziej...Po trzech miesiącach zostaliśmy parą. Nikt tego nie zaakceptował - każdy był przeciwny...Ja 16 ona 15...Jej rodzice myśleli, że chcę ją tyko wykorzystać, że chodzi mi tylko jedno po głowie ( dziękuje za super opinie nie znając mnie). Jednak tak nie było nie nalegałem o seks nawet nie spróbowałem jej ,,,sprowokować" do sytuacji jednoznacznej...Powiedziałem, że na wszystko przyjdzie czas, że ją kocham taka jaka jest...Pomimo, że każdy był przeciwny, ona pokłóciła się z własnymi rodzicami, my walczyliśmy z całych sił...Dzisiaj jesteśmy po ślubie, mamy wspaniałą pięciomiesięczną córeczkę Emmę ...Mieszkamy w Londynie razem z naszymi przyjaciółmi...Kochamy się z całych sił i wiemy, że nie ma rzeczy niemożliwych, tylko takie które czasami trudno zrealizować...Ale my się nie poddaliśmy...Teraz mam 23 lata, a ona 22 i wcale nie widać tej różnicy wieku ( Stary to jest tylko rok, a nie 10 lat -,-) A jej rodzice, którzy byli najbardziej byli przeciwni temu związkowi są szczęśliwymi dziadkami... Nagle się obudziłem i zobaczyłem przy moim boku Cinka - Ej Cinek - Obudziłem go - Co jest kurwa - Powiedział - Ja jestem żonaty i mam córkę Emmę - Spytałem - Facet ciebie do reszty popierdoliło? - A czyli jest po staremu, Monika nie jest moją żoną, nie mam córeczki Emmy i nie było w moim życiu nawet takiej sytuacji. No i fajnie. DOBRANOC
Daniel:
O boshe takie smakowite, takie piękne, rumiane, pożeram je wzrokiem. Jakby co to nie chodzi o laseczki chociaż one też nie są złe tylko o te kurczaki w panierce które stoją na blacie w KFC, osz no kurwa mac, jakiś ziomuś je bierze. Biegnę do niego i wytrącam mu je z rąk. - Gościu kurwa pojebało kakao? Co Ty robisz?!- zapytał zły - Zostaw je one są moje!!!!! - odpowiedziałem ;3 - No chyba Cię prąd popieścił. Ja za nie zapłaciłem i BYŁY moje. Kupujesz mi nowe. - Ta już od razu - najwyraźniej ziom się wkurwił bo wyszed trzaskając drzwiami.. nie czekaj nie mógł trzasnąć tymi drzwiami bo to są drzwi obrotowe. To jak? (Ziomuś jesteś pojebany i do tego jeszcze bardziej pojebane sny masz xD) Schylam się do kurczaków i je całuje.. nie wcale ludzie nie patrzą na mnie jak na psychola. Wcale. Podchodzi do mnie kasjer czy jak mu tam. - Koleś weź się ogarnij, klientów nam odstraszasz. - Nie chcecie mnie tu to nie. Wychodzę!! I biore kurczki. Kurwa taka przygoda wychodząc zapomniałem w drzwi i zajebałem w nie i troszkę mi się w głowie kręciło więc.. Wyszedłem na drogę było pusto, a tir we mnie jebnął. Zginąłem na miejscu. Bardziej szkoda mi moich kurczaków niż tego, że w tak młodym wieku umarłem
Cinek:
Nudy nudy nudy , może jakiś sen jebany by mi się trafił. Teee ja to trawiam. Do kurwy nędzy czemu jestem w teńczowym świecie i wszystko na około tutaj się świeci?! O ja pierdole jednorożce!! ZAJEBIŚCIE!!!!! Idę dosiąść jednego. Kurwa syczysz na mnie ty suko?! O patrz mogę na niego wejść. Ale zajebiscie lata osz kurwa widze saturna i neptuna o kurwa masz ja pierdole!!! -Lećmy na marsa Gieniek - (taak nazwałem go Gieniek zawsze o tym marzyłem) polecieliśmy, kosmici patrzeli na mnie takim wzrokiem jakby chcieli mnie.. jakby chcieli mnie.. ZRUCHAĆ TO JEST TO SŁOWO KTÓREGO SZUKAŁEM. - Dobra Gieniek spierdalamy bo jestem prawiczkiem i nie chce stracić cnoty z jakimiś zielonymi wodogłowiamy. - Normalnie tak zawrócił, że aż kurwa rzygłęm usłyszałem czyjś krzyk ciekawe kogo orzygałem hahaha. A teraz lecimy i no kurwa PERRIE EDWARDS ja pierdole nie wierze kocham jąąą!!!! Idę ją zruchać, a nie czekajcie tam jest też ten cały jej chłopak. Osz dżizas kurwa ja pierdole Oprah Winfrey muszę mieć jej autograf I zajebaliśmy w jakąś ścianę ja złamałem nos , a mój jednorożec się rozprysnął. (Czemu mi zawsze śnią takie zjebane sny?!)Nie dlaczego on nieeeeeeee! Nagle się budzę - Hujol, Hujol - szturcham go - Nie nie kupię Ci jednorożca - odpowiada. - Ej, skąd Ty wiesz o jednorożcu? - Już nie pierwszy raz śni Ci się ten sen. - Dobra tematu nie było idź spać, to był tylko dziwny sen. Przewróciłem się na drugą stronę i poszedłem spać xD
super rozdział :)
OdpowiedzUsuńKiedy next? Ps. Według mnie nie przebujesz 7 rozdziału 9. xD Zakład? ;* Kocham i Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAlways & For Ever ;)
Gratulacje twój blog został nominowany do Liebster Awards. Więcej informacji na :
OdpowiedzUsuńmilosc-przyjazn-one-direction.blogspot.com