poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 5

Z perspektywy Nat:



4 rano. Budzik. Kurwa czemu. WHY?! Przecież jestem grzeczna. Ruda śpi jak zabita, a ja zastanawiam się czy ja budzić czy nie.
- Pierdole - Powiedziałam po cichu, po czym krzyknęłam - WSTAWAĆ! - Usłyszałam tylko trzask w pokoju obok i krzyk Daniela
- Niee, ja wcale się z łózka nie zjebałem.
- Ta kurwa, chciałbyś, a kto Św.Mikołaj? - Krzyknęli chórem Cinek i Hujol
- Ty, a może Harry Potter zamiast krzyknąć ,, Na przekątną" krzyknął ,, Na pokątną" i wyjebał mi się do kominka - Ta Ruda wstała hahaha
- Co ty tam pierdolisz? - Powiedział Cinek
- Ja coś tam pierdoli, że się pieprzy - Powiedziałam
- Z kim!? - Powiedziała Ruda
- Z Świętym Mikołajem kurwa - Odpowiedziałam po czym wstałam i podeszłam do walizki. Na szczęście moja mądrość kazała mi zabrać ciuchy na dwa dni :) Dzięki mózgu :* Poszłam do łazienki wzięłam 5 minutowy prysznic, wytarłam się i zaczęłam się malować WoW pobiłam własny rekord przygotowałam się w 15 minut z ubraniem się w to:

Po czym wyszłam z łazienki
- Ło kurwaa jaki Matrix nigdy tak szybko się nie wyszykowałaś.- Powiedziała Ruda
- Popieram!!- stwierdził Cinek.
- Dobra teraz ja idę się szykować.- Ruda.
- Ok ok.- Powiedziałam.
Po 15 minutach wyszła ubrana w to:
Była już 4:30, chłopaki poszli do swojego pokoju nie minęło 5 minut i wszyscy byli gotowi, bo się zdziwię.
- WoW! xD Tak szybko ?!- zapytała Ruda.
- No, a co Tyś myślała? - zapytał Danio.
- Stwierdzam iż myślałam, że będziecie się szykować dłużej od nas..
- Noo ja się dziwie, że Hujol tak szybko się wyszykował .. myślałam, że będzie się długo szykował bo nie będzie wiedział co ubrać, żeby Ci się spodobać - powiedziałam
- Zamknij się! - krzyknął Hujol
- Bo co mi zrobisz? - To były ostatnie wypowiedziane przeze mnie słowa. Hujol z prędkością światła rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. On mnie łaskotał ja mu ,, Przez Przypadek" wsadziłam palca do oka...UPS...No trudno zdarza się...Takie życie i co zrobisz? Huja zrobisz! Nie dosłownie oczywiście xD
Chociaż może...Nie...Ale...Nie. Ta Evans gratuluje Ci własnie gadasz sama ze sobą. Leżąc na podłodze, koło zwijającego się z bólu oka Marcela Wielkiego. Ladies and gentlemen, Natalia Evans. Dziękuje nie musicie mi klaskać. 
- Ty żyjesz jeszcze czy mam dzwonić, żeby trumnę szykowali? - Spytałam w końcu ruszając się z podłogi. 
- Może tak by zobaczyć czy naprawdę wszystko wzięliśmy. Bo to całe 2 miesiące. - Cin Cin dobry pomysł
- Ok ok to zostało do przyjazdu Matiego - I ta mina Marcela xD - 25 minut mamy czas więc widzimy się tutaj za dziesięć, piąta. - Powiedziałam 
Tak Hujolku twoje zachowanie jest warte pochwały. Osiemnastolatek z rozwojem umysłowym płodu. Pozdrawiam Natalia Evans. A jaką minę zrobiła Panna Evans gdy to zobaczyła:
Czyżby Pan Marcel był zazdrosny? O proszę jakich my tu się rzeczy dowiadujemy. Codziennie nowe fakty z życia wzięte. Dobra nazwa na jakiś tok show. ,, Fakty z życia wzięte".To jest takie true, że aż wcale La la Land. Ja z Rudą poszłam do jej pokoju, a chłopaki do gościnnych. Po wejściu do pokoju pierwsze co zrobiłam to rzucenie się na łóżko. Taaaaaa to ja. Ruda nie próżnowała i po 2 sekundach znalazła się koło mła. Po pięciu minutach wstałyśmy i zaczęłyśmy przeglądać swoje walizki. Z powodu, że kochałam wręcz Wielką Brytanię, Anglię i Londyn to  

moja na przodzie ma flagę właśnie tego państwa :3
na przodzie flagę właśnie tego państwa :3 Szukałam jej latami ale było warto. Właściwie to ja zaproponowałam wyjazd właśnie tam. Zaplanowałam tą wycieczkę już w wieku 14 lat. Stwierdziłam wtedy, że wyprowadzimy się z moimi przyjaciółmi do Londynu. Oczywiście wtedy miałam problemy życiowe. Właśnie ten pamiętnik...Przeczytam go w samolocie. Spojrzałam kosmetyczka x3 tak, tak mam 3 kosmetyczki. 1. Na kosmetyki. 2. Na rzeczy typu szczoteczka do zębów 3. Na kremy różnej maści. Ciuchy debilu no raczej, że są -,- Bielizna jest, buty są. Bosze na szczęście mam 2 walizki uff a jednaki odrobina mądrości gości jeszcze w twojej głowie. Chwilka, minuta czy ja właśnie sama siebie potyrałam. Nat ogarniaj dupe bo jest z tobą gorzej niż się spodziewałyśmy. Ruda jeszcze na chwilkę wyszła i po minucie wróciła.
- No co kapci bym zapomniała - Bo się zdziwię 
- Aha - Powiedziałam
- Ej Harry co Ci? - Spytała z troską w oczach.
- Nic, a co by miało być. Właśnie się spełnia marzenie o którym marzę już cztery lata, to jest po prostu szok i zmęczenie no i odrobina niewyspania. 
- I nie zjedzenie śniadania - Wtrącił się Danio. Bosze kocham tego gościa. Podszedł do mnie i dał mi NALEŚNIKI :D
- Bosze gości wielbię cię. Normalnie bóg to nawet nie jest godzien tobie butów polerować. - Powiedziałam mając już połowę jednego
naleśniczka w ustach :3 Facet jesteś wielki
- Tak, tak wiem a teraz wszamaj to bo za 10 minut mamy zbiórkę jak sama mówiłaś 15 minut temu. - Jakie true story. Zjadłam 5 naleśników w 7 minut po czym Lipa zabrał talerz i poszedł chyba do kuchni, żeby go umyć. Chłopak cud malina. Ania why ty nie chcesz z nim chodzić? Ej...Olśnienie Ania to moja kuzynka może on sie mi podlizuje, żeby zaimponować jej. Nie on taki nie jest, a może...Nie to jest niedorzeczne Natalia co ty myślisz to jest twój przyjaciel on by nigdy Ci czegoś takiego nie zrobił...Kurwa dramatyzujesz tak jakby ci życie uratował, a on ci tylko śniadanie zrobił. Bosze jaki ułom. Japierdole znowu sama siebie obraziłam, kurwa co mi jest? A dobra huj z tym.
- DZIEWCZYNY!!!! - Krzyknął z dołu Cinek.
- CZEGO?! - Odkrzyknęłam nie zauważając Rudej koło mnie i wydarłam jej się prosto do ucha hi hi hi
- Złaźcie już bo Mati przyjechał - Kurwa jak, gdzie, kiedy, CO o_O
- Dobra już idziemy - Wzięłam swoje dwie torby i zeszłam razem z Rudą ( oczywiście ona też wzięła swoje)
- Ej weźmie ktoś moje walizki do jego samochodu bo ja muszę dom zamknąć. - Zapytała się Rudowłosa. Oczywiście kto poszedł Hujol jakby miał skuter w dupie zapierdalał szybciej od Maxa z Iniemamocnych *. Taaa najlepsza bajka z dzieciństwa. Masz coś do niej, masz coś do mnie. Mateusz czekał na nas przy swoim samochodzie i właśnie sobie pstrykał #Selfie ----------------------------------------------------->
- Mateuszu ty i samojebka? Coś mi tutaj nie gra - Powiedziałam
- A co zabronisz? I tak po za tym to gdzie jest Monia? - Hahahahahhaha Hujol jak na zawołanie upuścił swoje walizki XD
- Zamyka dom - Odpowiedział Danio
- A co stęskniłeś się już za nią? - zapytał Marcin - No troszkę.. te jej przypały w młodości bosze ... Nat pamiętasz jak kiedyś chciała zatańczyć na ulicy w powietrzu i się wyjebała na kolana ? Hahahahah - zapytał Mati.. I ten wkurwiony Marcel .. - No hahahahah pamiętam wygrała wtedy wszystko. - odpowiedziałam. W tym momencie przyszła Ruda. - Zamknęłam dom. Możemy już jechać. - powiedziała. Mati chciał podejść otworzyć jej drzwi, lecz Marcel jak Matrix go wyprzedził.. Bosze hahahah to tak śmiesznie wygląda. Gdy już weszliśmy do samochodu ruszyliśmy w drogę. Hahahaha wygrałam i usiadłam koło kierowcy. No bardzo przepraszam ale ja nie wyobrażam sobie bycia na tylnych miejscach. Chłopaki są zmęczeni więc na pewno od razu w samolocie pójdą spać, a ja w spokoju przeczytam mój pamiętnik. To bym dla mnie naprawdę ciężki okres. Rozłąka rodziców, wybór pomiędzy mamą, a tatą, śmierć Sandry...Sandra to moja starsza siostra była dla mnie najważniejsza na świecie ale popełniła samobójstwo pocięła się, a potem powiesiła na strychu. Tylko z powodu naszej przeprowadzki. Było to cztery lata temu. W tedy kończyła ona  drugą klasę gimnazjalną w gimnazjum katolickim. Nigdy nie była popularna, jakoś unikała kontaktu z innymi. Była zdolnym dzieckiem, kochała pisać... można powiedzieć,że to było dla niej jak... hobby. Zaprzyjaźniła się w tedy z Kasią, była to rudowłosa dziewczyna o niebieskich oczach. Kasia akceptowała ją pomimo tego iż była młodsza. Traktowała ją jak młodszą siostrę. Powierzała jej każdy sekret... pewnego dnia, pod okiem jej nauczycielki angielskiego zgłosiła się do szkolnego przedstawienia,kompletnie przekonana,że się nie dostanie... można powiedzieć,że się przeliczyła. Dostała tam rolę, cieszyła się... nie chciała przez całe gimnazjum stać w tyle. Na pierwszej próbie poznała wiele osób ze starszych klas, ona była ta najmłodsza. Wśród tych osób był on... Starszy o dwa lata, szatyn o brązowych oczach. Nazywał się Diego... chłopak z wymiany...był taki arogancki i chamski.. nie przejmował się tym co ludzie o nim mówią, był odporny na krytykę. Bynajmniej tak jej się wydawało. Zbliżali się do siebie podczas tych prób,może aż za bardzo.. była głupia,ale zakochała się.W końcu to się rozniosło po całej szkole. Jego koledzy zaczęli mu dokuczać i powiedzmy,że się załamał... została kompletnie zmieniona w proch przez niego, urwał kontakt między nami tylko po to aby uwolnić się od wszelkich obelg w jego kierunku. To mocno ją zabolało,bo przy niej był kompletnie inny,a gdy tylko pojawiali się koledzy traktował ją jak powietrze... W końcu dała sobie z nim spokój, przestała się zadręczać tym wszystkim i wmawiać sobie,że to wszystko było wyłącznie jej winą.. i po czasie znowu się odezwał,a gdy to zrobił.. jej świat obrócił się o 180 stopni. Zbliżali się do siebie jeszcze bardziej.. zaczęła się uzależniać. Uzależniać od niego,był dla niej ważny,ale ona dla niego nie na tyle aby mógł postawić się kolegą. W końcu zbliżały się wakacje,a ona nie wiedziała czego ma się spodziewać... pewnego dnia, tak po prostu odłączył się od nich. Zostawił ich, postawił się im,a jej to zaimponowało. Postawił się w jeszcze lepszym świetle i to ją wystarczało. Mogli być razem,co każdemu z nas odpowiadało. Była szczęśliwa, dawał jej to czego tak mocno chciała dostać. Stał się jej codziennością. Uzależniał jak papieros,a również szybko się kończył. Jesienią, gdy spadły pierwsze liście wybrała się ze mną na spacer do parku. Pogoda była piękna mimo chłodnego wiatru. Spacerowałyśmy w ciszy, gdy nagle usłyszałyśmy jakieś, czyjeś szepty. Nie wiem co ją podkusiło,ale zrobiła krok w przód i wtedy ich zobaczyła...  On i jej najlepsza przyjaciółka stali w zagajniku i całowali się.. wiem to brzmi,jak jakaś historyjka z łzawego filmu,ale.. nie wiedziałam co mam robić. Stała kompletnie zdezorientowana... patrzyła jak trzyma dłonie na jej tali, jak obdarowuje jej usta pocałunkami... Wraz z związkiem zakończyła przyjaźń. Oni byli najbliższymi ludźmi w jej życiu,a tak perfidnie wykorzystali aby się do niej zbliżyć. Tamtego dnia Kasia i Diego, w jednej chwili dla niej umarli. Pochowała ich własnoręcznie. To ona przygotowała dół i ich w nim pogrzebała. Co noc, zasypiała płacząc w poduszkę by rano obudzić się i zrobić to kolejny raz. Przez trzy miesiące nie wchodziła z domu,ale to nie było najgorsze. Ona mu powiedziała,że go kocha. Tak mocno,że mogłaby zrobić wszystko aby on był szczęśliwy. Zaufała miłości,a ona ją zdradziła. Nie wytrzyma i zrobiła to...Zostawiła mnie...Zasrana egoistka... 
- NATALIA!!!!!! - Nagle obudziłam się z transu, ile ja tak myślałam? - Co, gdzie, jak? - Spytałam ocierając łzę, która spłynęła mi po policzku.
- Już jesteśmy i czy ty płaczesz? - Spytała Ruda- Co ja nie, po prostu coś wpadło mi do oka. Nic więcej, a co rozmazałam się? - O bosze jeszcze tego by zabrakło, żeby mieli mnie za jakąś bekse. Podziękowałam Matiemu buziakiem w policzek za podwózkę, a Cinek jak to zobaczył był taki zły. Hahahahahahah bosze. Dosłownie jak by mógł to by kogoś zabił. w tym przypadku był to Mateusz biedaczek nie dość, że Hujol go nie znosi za to, że podrywa Monie, to jeszcze za chwilkę dostanie w mordę od Cinka bo dostał buziaka za podziękowanie, za to, że nas podwiózł na lotnisko. Gdyby nie on byśmy się musieli jakimiś autobusami lub taksówkami wozić, a tak mamy podwózkę za darmo -,- a Ci jeszcze coś do niego mają ;) Ej chwilka Cin Cin jest o mnie zazdrosny ooooo jakie to słodkie.
Dzięki za podwózkę Mati - Powiedziałam po czym wyszłam jak gdyby nigdy nic z pojazdu 
- Ej co to było czemu go pocałowałaś? Mnie tak nie całujesz. To jest nie fer. - Zaczął mi robić wyrzuty Cinek. Zatrzymałam się na chwilkę, a on zaraz za mną - Co jest? - Odwróciłam się twarzą w jego stronę nie odzywając się od niego. Chwyciłam go za ramiona i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od niego oderwałam spojrzałam w bok Ruda, Hujol i Danio zrobili serduszka w naszym kierunku i zrobili dziubiki i nam je wysyłali xD to tak sweetaśnie wyglądało. Taka trójka ułomów na ulicy patrzy jak się całujemy i nam zazdroszczą haha takie true story 
- To jak zamkniesz sie w końcu i możemy już iść na ten samolot za nim nam ucieknie? - Spytałam
- T...Ta...To znaczy tak, jasne, nie ma sprawy - Ale to pobiło trójkę ułowów. Ale to było słodkie jak cukierek. Złapaliśmy się za ręce, splatając nasze dłonie i poszliśmy dalej. Szliśmy wszyscy w ciszy, w ciszy nie znaczy, ze bez wygłupów. Monika ( leń kurwa patentowy jak ich mało) Wskoczyła na plecy Hujola, a Lipie kazała nosić jej walizki kurwa księżniczka się znalazła -,-
- Ej pójdziemy jeszcze do kiosku po jakieś gazety czy coś, bo to wiecie jest całe 11 godzin lotu - Nom niestety Daniel
- O kurwa ile!? 11 godzin o kurwa przecież ja nie usiedzę - Powiedział Hujol
- Usiedzisz, usiedzisz. Siedzisz koło Rudej więc usiedzisz.
- Czyli siedzimy tak Nat, Cin Cin i ja w jednym rzędzie, a Ruda i Hujol w drugim, tak? Bo nie wiem zagubiłem się. - Daniel 
- No tak trzeba będzie zrobić bo Hujol inaczej nie usiedzi na dupie, a przy niej przynajmniej będzie spokojny - Wyraziłam to co chciałam 
- Ej - Zaczął Hujolek lecz bowiem panna Evans mu przerwała i czemu panna Evans mówi o sobie w 3 osobie?
- Cicho bądź Marcel, dorośli rozmawiają - :3 No co najstarsza jestem z tego całego towarzystwa. Najpierw ja się urodziłam w lutym, potem Daniel, Cin Cin, Marcelo i Ruda hahahah lamy. O kurwa jak coś się stanie to ja za to odpowiadam, a huj z tym. 
- Monia, a tobie to pasi? - Zapytał się jej Cinek 
- Mi to odpowiada bo mi się chce spać i będę miała poduszkę.
- Ej dobra to kto idzie ze mną do sklepu - Zapytał Lipa 
- Ja - Krzyknęli Cinek i Hujol. O Marcel już tak nagle nie przeszkadza ci to, że siedzisz koło Moni?
- Dziewczyny, a wy? - Zapytał Danio
- Ja muszę do toalety - Powiedziała Ruda
- A ty Nat? - To dobry momęt, żeby wyjąć pamiętnik z walizki i wsadzić go do mojej torebki z którą się nigdy nie roztaję. 
- Ja poczekam na was w holu idźcie już bo się spóźnimy - I każdy poszedł w swoją stronę. Kiedy tylko usiadłam na siedzenie w holu od razu zaczęłam szukać w mojej walizce pamiętnika. Znalazłam go po 20 sekundach, a po 30 dostałam sms-a od ,, Kochanie"
- ,, Chcesz coś ze sklepu?" - Cinek
- ,, Ta możesz mi kupić Bravo" - Ja
- ,, Bravo?" - Cinek
- Gazeta plotkarska albo Fun Club lub Popcorn co kolwiek tam będzie, zobaczymy co tam w świecie Show Biznesu xD" - Ja
- ,, O znalazłem, wezmę Ci wszystkie" - Cinek
- ,, Przecież ja tego wszystkiego nie przeczytam!!!" - Ja
- ,, Za późno kupiłem :*" - Cienk
- ,, Zabiję Cię kochanie ;)" - Ja
- ,, Oczywiście, że tak" - Cienk
- ,, Czy ty w to wątpisz?" - Ja
- ,, A mam?" - Cienk
- ,, Nie" - Ja
- ,, Dobra jak coś jestem w domu" - Cienk
- ,, SPRÓBUJ TYLKO!!!" - Ja
- ,, Ty patrz, a jednak jestem tutaj" - Cienk
- ,, O poczekaj bo Ruda przyszła" Ja
- ,, My już idziemy do was" - Cinek
- ,, Ok ok czekamy" - Ja
- ,, Podejdźcie już do tej hujowej maszyny" - Cinek
- ,, Jakiej maszyny?" - Ja
- ,, Tam co się daje te bagaże do sprawdzenia i tak ogółem" - Cinek
- ,, A trzeba było tak od razu, a nie jakimiś zagadkami tutaj mi pierdolisz" - Ja
- ,, Sorki pamiętaj, że cię kocham :*" - Cinek
- ,, No wiem" - Ja
- ,, :3" - Cienk
- ,, <3" - Ja
- ,, ;*" - Cienk
- ,, O widzę was" - Ja
- ,, My was też" - I na tym się skończyła ta nasza ekscytująca sms-owa rozmowa z CInkiem :3. Przeszliśmy już przez to gónwo i poszliśmy dać stiuardessie bilety i weszliśmy na pokład. Tak jak myślałam chłopaki 5 minut po odlocie zasnęli, więc wykorzystując ta sytuację wyjęłam pamiętnik mojej siostry i zaczęłam go uważnie czytać:

* Sandra *
- Polska, październik 2008 -

   Wpadłam do domu cała roztrzęsiona i przemoknięta. Czułam się jak wrak człowieka, pozbawiona duszy i człowieczeństwa. Pozbawiona uczuć. Kamienne serce które ciążyło mi na piersi, kołatało zadając mi ból. Powietrze niczym gęsty dym, czadził moje płuca. Wszystko było takie mgliste... nietrwałe. Weszłam do pustego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Pragnęłam samotności jak jeszcze nigdy dotąd. Samotność koiła moje oderwane od duszy ciało. Nie wiedziałam co robię, dlaczego cokolwiek robię. Przecież mogłabym problemy odsunąć daleko od siebie, tak jak robiłam to zawsze, ale teraz po prostu nie potrafiłam. Czułam,że tylko jedna rzecz może mi pomóc. Tylko jedyna rzecz jest w stanie coś zmienić. Klęknęłam przed dużą szafą w odcieniu miedzianego brązu i wyciągnęłam, głęboko skrywane pudełeczko. Srebrne narzędzie ratunku spoczywało na dnie bladoniebieskiego opakowania. Drżącą ręką wyciągnęłam smukłą żyletkę, ściskając ją w dłoni. Nie czułam bólu, czułam satysfakcję. Szkarłatny płyn wypływał z małej, cienkiej ranki zdobiąc śnieżnobiały nadgarstek.
- Sandra, otwieraj!-krzyczała uderzając pięściami o drzwi. Nie słuchałam jej, nie chciałam jej słuchać. Nagle zamek w drzwiach zaskrzypiał, co z tego? To nie miało najmniejszego sensu. Ja nie miałam sensu. Moje istnienie nie miało sensu. Nic nie miało tego cholernego sensu! Kobieta, uderzająco podobna do mnie wpadła do pokoju patrząc na mnie z groźną miną. Jasne włosy opadały na wiecznie wyprostowane plecy,a jej usta pomalowane szminką w odcieniu brzoskwini wykrzywione miały w grymas, z resztą tak jak zawsze...- Co ty robisz, dziecko? 
- Nie twoja sprawa!-wykrzyczałam przez łzy, ściskając rękę z której sączyły się pojedyncze kropelki krwi. 
- Jesteś moim dzieckiem, ja Cię urodziłam i mam prawo wiedzieć! 
- O niczym nigdy się nie dowiesz!-powiedziałam zaciskając łzy. Odsunęłam grzywkę z mokrego czoła i wybiegłam na dwór, nie zważając na deszcz. Płakałam, niebo też płakało. Nasze słone łzy łączyły się w jedność. Byłam jego jedynym towarzyszem wśród monotonie, przygnębiających, szarych chmur. Biegłam przed siebie, chwilami upadając na kolana... Dłonie krwawiły,a ja miałam ochotę pluć krwią. Opierając się rękoma o betonowy chodnik jakoś udało mi się podnieść. Boston skąpany był w strugach deszczu,a ja nie widziałam poza nim innego świata... Jesień zrzuciła swój płaszcz tego roku zbyt wcześniej. Nadchodziła zima, znów emocjonalnie będzie gorzej... Zamykając senne oczy powracało do mnie wspomnienie. Jego uśmiech, jego oczy... jego dłonie. Brzydziłam się swojego ciała, moich ust moich rąk... Brzydziłam się samej siebie. Pozwoliłam na to aby mną manipulował, aby mnie zmieniał i wykorzystywał. To nie było najsmutniejsze. Najsmutniejsze było to,że mu zaufałam... Krocząc samotnie szarą ulicą, przyglądałam się ciemnym sylwetką nieznajomych. Nikt nie przejmował się przemoknięta dziewczyną. Na głowie miała kaptur jej ulubionej bluzy,a ręce starała ukryć się w jej kieszeniach. Rozglądała się nerwowo we wszelkie strony, mając wrażenie, że zaczyna majaczyć. Świt wokół niej zdawał się rozpływać, ale najgorsze w tym wszystkim było tylko to, że nie potrafiła przegonić złego obrazu. Zmęczona marszem, oparła się plecami o pień drzewa... delikatne słońce wychylało się za mglistych chmur, dając wszystkim nadzieję... wszystkim, ale nie jej. Zmęczona, ciężko oddychała spoglądając na tętniącą życiem ulicę. Samochody z zawrotną prędkością przejeżdżały tuż koło niej. Nie wiedziała co robi, ale pragnęła uśmierzyć ból, który jej zadano. Wyciągając srebrne narzędzie ukojenia, wbiła je z mocą w prawy nadgarstek, tak że tylko najmniejszy kawałek wystawał z jej ręki. Syknęła z bólu, uśmiechając się pod nosem. Ostatni ruch i będzie po wszystkim.- pomyślała modląc się w duchu o wybaczenie. Zrobiła krok w przód... Żółte światło nadjeżdżającego samochodu oświetliło jej twarz. Teraz już nic nie czuła. Bezwładnie poruszała się w powietrzu niesiona razem ze wspomnieniami i tajemnicą, która miała pozostać tylko z nią do końca jej dni.

* Sandra * 
- Polska, maj 2009 - 

   Dobrze pamiętałam tamten dzień. Siedziałam wtedy samotnie na werandzie mojego domku, przyglądając się tętniącej życiem ulicy, czując na skórze delikatnie muskający mnie, majowy wietrzyk. Delikatnie, bosą stopą odpychałam się od nierównej, drewnianej podłogi werandy, huśtając się na białym hamaku. Ślepym wzrokiem wodziłam po białych bliznach, które były pamiątką tamtego zdarzenia. Minęło pół roku. Pół roku pełne wizyt u psychiatry, które nic mi nie dawały. Ale to nie miało znaczenia. Matka się uparła. Z resztą tak jak zawsze, stawiała na swoim. Była nauczycielką w pobliskiej szkole i nie mogła sobie pozwolić aby po okolicy pałętały się plotki, że córka nauczycielki o wysokim wykształceniu jest samobójczynią. Tak właśnie mnie nazywano. Jestem Sandra Evans i w wieku piętnastu lat miałam swoją pierwszą próbę samobójczą, która w zupełności oddaliła mnie od mojej 'rodziny'. Zamknęłam się w sobie od tamtego zdarzenia, stałam się jeszcze bardziej nie obecna niż byłam. A to za sprawą dwójki, najważniejszych osób w moim życiu. Kaśki i Diego. Diego i Kaśka, dwie najważniejsze dla mnie osoby, które perfidnie mnie wykorzystały i zraniły. Codziennie wracałam pamięcią do tamtego zdarzenia, mimo tego, że tak bardzo nie chciałam już o tym pamiętać. Chciałam zapomnieć o krzywdzie jaką mi wyrządzili, ale gdy tylko o tym myślałam miałam ochotę sięgnąć po żyletkę i załatwić te sprawę raz,a dobrze. Nagle usłyszałam trzask. Ktoś lekko stawał kroki na skrzypiącej powierzchni werandy. Ułamek sekundy i zza rogu wyłoniła się postać drobnej, ale za to władczej i wpływowej kobity. Włosy spięte miała w kok, a usta pomalowane ciemnoróżową szminką. Na sukienkę do kolan zarzucony miała czarny sweterek. Patrzyła na mnie z góry, unosząc lekko jedną brew. Usta wykrzywiła w grymas, jak zawsze. 
- Może byś mi pomogła.-powiedziała wskazując na torbę zakupów, którą trzymała w lewej dłoni. Niechętnie wstałam z miejsca mojego wypoczynku i bez słowa podeszłam zabierając reklamówkę z jej rąk. Otworzyłam drzwi do domu i zamykając je jej przed nosem, weszłam do środka. Nie odzywałam się do niej od czterech miesięcy. W domu panowała grobowa cisza i tylko dźwięk odpalanego silnika auta mojego ojca, który wydobywał się każdego wieczoru za ścian garażu nam towarzyszył. Potrafiłam tygodniami siedzieć na drewnianym krześle w jadalni i przyglądać się zżółkniałym firanką. Czułam jakbym już nie należała do tego świata, nie pasowała tutaj. Uciekałam do magicznego miejsca w którym liczyłam się tylko ja. Postawiłam na jadalnym stole woreczek zakupów i zgrabnie przeszłam do wyciągania ich z środka. Po chwili moja rękę napotkała na coś twardego, o podłużnym kształcie. Wyciągnęłam przedmiot, który po chwili okazał się... pamiętnikiem.- Skoro mnie nie chcesz nic mówić, to powiedz jemu.-powiedziała z nieugiętą miną, jednak jej oczy pokazywały jak wiele uczuć i emocji targa nią od środka. Rzuciłam jej przeciągłe spojrzenie, podnosząc brwi do góry.- Niech pamiętnik będzie twym przyjacielem, skoro ja nim nie potrafię być...-powiedziała skrywając głęboko w sobie płacz i histerię. Tak bardzo chciałam podejść i przytulić ją do siebie, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt słaba, jeszcze zbyt słaba. Zdobyłam się jedynie na słaby uśmiech i przyciągając do piersi pamiętnik pomaszerowałam do swojego pokoju...

   Minęło popołudnie,a ja twardo wpatrywałam się w okładkę zeszytu, który w każdym momencie mógł stać się moim przyjacielem. Za oknem, zapadał już wieczór,a gałęzie wierzb niesione chłodnym wiatrem uderzały w szybę okna. Rozkojarzonym wzrokiem, nieustannie wpatrywałam się w zeszyt. Mocno ściskałam w prawej dłoni czarny długopis, zastanawiając się czy powinnam... Nagle coś kazała mi to zrobić. Usiadłam przy biurku i po prostu... zaczęłam pisać. Nie czułam jak łzy spływały po moich policzkach, słyszałam tylko
jak z głuchym dźwiękiem odbijają się od kartek pamiętnika. Wpisałam tam mój każdy sekret, każdą tajemnicę. To tam na nowo odradzała się moja dusza, czułam, że to jedyne miejsce do którego powierzałam moją historię. To tam nauczyłam się inaczej patrzeć na świat,a moje każde przemyślenia chowałam na samotnych kartkach dziennika mojego życia. W ciągu kolejnych trzech miesięcy, zaczęłam stawać się inną osobą. Odkryłam unikalny świat, do którego tylko ja miałam wstęp. Odsunęłam od siebie maskę samotnej i przestraszonej dziewczyny. Tamta Sandra czekała tylko na moment w którym się ujawni. Widziała co już chciała robić, jak żyć... tylko bała się jak zareagują na to inni.

* Sandra * 
- Polska, sierpień 2010 - 

   Siedziałam przy mahoniowym stole, ponuro grzebiąc widelcem w talerzu. Nie wiedziałam jak mam im o tym powiedzieć... strasznie się bałam, ale musiałam. Matka obdarzyła mnie surowym wzrokiem, wymownie spoglądając na mój talerz. No, niech jeszcze pomyśli,że mam anoreksje, bo samobójczynią już jestem! Podniosła jedną brew do góry i otworzyła usta, aby coś powiedzieć gdy ja w końcu odważyłam się poruszyć ten temat.

- Wyjeżdżam.-szepnęłam cicho, wbijając wzrok w talerz. 
- Słucham?
- Wyjeżdżam.-powtórzyłam twardo spoglądając w jej błękitne tęczówki z których bił blask. 
- Gdzie?-spytała krótko. 
- Do Niemiec. 
- Dlaczego? 
- Potrzebuję. 
- Dlaczego?-powiedziała niemal krzycząc, poprzez zaciśnięte zęby. 
- Dzięki pamiętnikowi odkryłam to Co chcę robić.-odpowiedziałam.- Dostałam stypendium. Chciałam to zachować w tajemnicy do tej rozmowy. Mam już siedemnaście lat. Mam prawo decydować o tym jak moje życie będzie wyglądać i widzę je właśnie tam. Nie tutaj, przepraszam... za dwa dni mam pociąg. 
- Nigdzie nie jedziesz.-krzyknęła podrywając się od stołu.- Rozumiesz? 
- Ale czemu? 
- Tutaj jest twoje miejsce, Sandra. 
- Nie.-powiedział mój ojciec, który przysłuchiwał się tej rozmowie z olimpijskim spokojem.- Jej miejsce jest tam, gdzie niesie ją serce.
- Rob...-warknęła w jego kierunku. 
- Nie, Karmen. Niech wyjeżdża, niech spełni marzenia... jeżeli czegoś nie osiągnie... po prostu wróci. Dajmy jej szansę na spełnienie się. 
- Kim chcesz być?-spytała. 
- Będę dziennikarką, mamo.-odpowiedziałam , dumnie podnosząc głowę do góry.- Świat o mnie usłyszy, zobaczysz.

* Sandra * 
- Niemcy, kwiecień 2011 -

   Z zawrotną prędkością kartki kalendarza opadały na podłogę, ukazując mi już prawie rok spędzony poza moim rodzinnym miasteczkiem. Nie przypuszczałam, że tak łatwo będzie mi się tutaj żyć. Tydzień temu skończyłam osiemnaście lat- czyli prawnie mogłam decydować nad moim własnym życiem. Na uczelni, do której się dostałam było ciężko, ale to był zaledwie początek. Masa innych ludzi chciała osiągnąć to samo co ja, a konkurencja naprawdę była ostra. Powoli odpychałam od siebie tamto zdarzenie, zaczynałam żyć na nowo. Chociaż wcale nie było mi łatwo, jak to w życiu- zdarzały się i te dobre momenty, i te złe. Pewnego słonecznego dnia zadowolona wyszłam z ogromnego gmachu mojej uczelni i główną ulicą skierowałam się do centralnej części miasta. Słońce wybijało się znad wysokich kamienic, niemiłosiernie prażąc i rażąc w oczy. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i przyspieszyłam tępa mijając przypadkowych przechodniów.Delikatny wietrzy swobodnie kołysał moją żółtą sukienką, a ja nie przypuszczałam, że w tak słoneczny dzień wszystko może się zmienić. Krocząc samotnie przez Niemiecką ulicę, uśmiechałam się do mijanych przeze mnie ludzi. Świat był piękny, a ja dopiero po tak długim czasie zaczęłam to zauważać. Wstąpiłam do pobliskiej biblioteki, która była połączona z kawiarnią. Zabrałam z pułki mały tomik poezji Szekspira i zwarcie podeszłam do lady kawiarenki.
- Poproszę małą Latte z karmelem, na miejscu.-powiedziałam z perlistym uśmiechem i w oczekiwaniu zaczęłam wertować stronice, tomiku poezji. Po pięciu minutach, rudowłosa kobieta pracująca w ów kawiarni podała mi napój. Zapłaciłam i usiadłam przy wolnym stoliku. Mogłam czytać godzinami, kochałam to zajęcie. Od dziecka udawałam się do magicznego świata książek, tak łatwo było mi się w nim odnaleźć. Czułam się tam sobą. Nie udawałam nikogo i nie przebierałam sztucznej maski.


- Do czego cię przyrównać? Do dnia w pełni lata?
Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała.
Jeszcze w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata
A letnia pora nie trwa, jak obiecywała.
Niebios złociste oko to nazbyt świat pali
Swoim żarem, to kryje blask za sine chmury...
   Przeczytałam na głos, nie zważając na innych. Kochałam słowa Szekspira, były takie szczere... Teraz nikt takich nie używa. Gdzie piękno i prostota? Zastąpiły je przemoc i gniew, na pewno. Na ulicach pełno od wybujałych w dresach mężczyzn z pałką w ręku i nożem u boku. Skończyły się te cudowne czasy. Pięknie było by żyć wśród prawdziwie kochających ludzi, zupełnie za nic. To wtedy było wpisane w człowieczeństwo, a teraz tak łatwo je tracimy. Upiłam łyk, przyjemnie łaskotającego moje podniebienie napoju i starałam dalej wczytać się w tekst, gdy nagle z końca sali dobiegł mnie dźwięk wypowiadanych, magicznych słów z ust dziewczyny średniego wzrostu. Wysoka nie była, ale za to bardzo ładna. Kręcone, czarne włosy zwiewnie opadały na ramiona oplatając szyję i twarz dziewczyny. Oczy miała czekoladowe, a otaczały je grube rzęsy. Miała na sobie czarną sukienkę do kolan, biały sweterek i trampki ponad kostkę. Na ręku widziałam żółtą bransoletkę z festiwalu Ledds. Rysy twarzy miała przyjazne. Ciepły uśmiech i roześmiane oczy odzwierciedlały jej charakter. 


- Nic, co piękne, pełnego piękna nie ocali,

Odzierane zeń trafem lub prawem natury:

Lecz twoje wieczne lato nie wie, co jesienie,

Nie straci barwy, którą jest twoja uroda,

Ani cię Śmierć nie wciągnie w zapomnienia cienie,

Gdy w rymie, nad Śmierć trwalszym, przetrwasz wiecznie młoda.

Póki tchu w piersiach ludzi, póki w oczach wzroku

Wiersz żyw będzie i tobie nie da zginąć w mroku... 

   Dokończyła cudowny wiersz i stanęła na przeciwko mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. 


- Jestem Rachel, miło mi.-powiedziała podając mi dłoń. 
- Sandra, siadaj jak chcesz.-powiedziałam zbierając ze stolika moje, porozrzucane rzeczy. Rachel skinęła głową i usiadła na przeciw mnie. Z torby, którą miała przewieszoną przez ramię wyciągnęła zbiór sonetów.. Szekspira. 
- Kocham go.-powiedziała.- Był wspaniałym pisarzem. 
- Prawda.-odparłam.- Gdy pierwszy raz czytałam jego utwory czułam się tak... 
- Magicznie?-dokończyła. 
- Dokładnie. 
- Skąd jesteś?-zapytała. 
- Polska, przeprowadziłam się prawie rok temu. 
- Nigdy Cię tutaj nie widziałam, przychodzisz tu często? 
- Nie.. od nie dawna, dopiero dwa tygodnie temu odkryłam to miejsce. 
- Tak... połączenie biblioteki z kawiarnią to świetny pomysł. Nadaje charakteru temu miejscu... Czytasz w ciszy książkę, czując wzbijający się w powietrze aromat świeżo parzonej kawy... 
- Dlatego tak bardzo mnie urzekło.-powiedziałam uśmiechając się do nowo poznanej znajomej.- Ile masz lat? 
- Osiemnaście skończone będzie w maju. 
- Nie wystarczy powiedzieć prościej?-spytałam śmiejąc się. 
- Jak poznasz mnie bardziej, zrozumiesz, że się nie da.-odparła również z uśmiechem.- Po co smętnie wydukać wyryte na pamięć " W. MAJU. SKOŃCZĘ. OSIEMNAŚCIE. LAT." 
- No prawda. 
- Więc widzisz, Sandra... trochę odmienności temu światu się należy. A ty ile masz? 
- Skończone tydzień temu osiemnaście. 
- Czyli ten sam rocznik.-odparła.- Zaczynasz studia? 
- Tak, dziennikarstwo. A ty? 
- Moda na uniwersytecie Thames Valley University. 
- No proszę. 
- Co Cię tutaj przyciągnęło? Mówiłaś, że jesteś z Polski... 
- Hm.. to moja prywatna sprawa, przepraszam. 
- Nic się nie stało, Sandra.-powiedziała.- Rozumiem. 
- Dzięki. 
- Masz może ochotę na jakiś spacer? Chcesz wpaść do mnie? Obejrzeć film?- byłam trochę zdziwiona jej propozycją, w końcu znałyśmy się zaledwie dwadzieścia minut i byłam jej kompletnie obca. Nagle szatynka zaśmiała się perliście.- Spokojnie, ja mam chłopaka.- w pewnym stopniu odetchnęłam z ulgą, mimo wszystkiego co się wydarzyło orientacji seksualnej to ja nie zamierzałam zmieniać. Uśmiechnęłam się w jej kierunku i wstałam do stolika. 
- No jasne, czemu nie? 
- To chodźmy.-powiedziała i razem, roześmiane wyszłyśmy na zewnątrz. 

   Rachel okazała się bardzo sympatyczna. Naprawdę dobrze mi się z nią rozmawiało i potrafiłyśmy złapać ze sobą wspólny język. Była szalona, ale to widziałam na pierwszy rzut oka. Okazało się, że lubi pisać. Tak jak ja, ale nie ciągnęło ją w tym kierunku. Raczej omijała możliwości pokazywania swoich dzieł innym. Przez godzinę spacerowałyśmy alejką pobliskiego parku, zajadając się karmelowym popcornem. Rozmawiałyśmy o wszystkim, no może prawie. Obie unikałyśmy tematów rodziny. Tak po prostu było łatwiej. W końcu poszłyśmy do niej, mieszkała niedaleko centrum i blisko mojego mieszkania, co bardzo mnie ucieszyło. Weszłyśmy do jej, na pozór małego domku ściągając za sobą buty. Rachel poprowadziła mnie do kuchni, gdzie nalała mi skoku pomarańczowego. 

- Mieszkasz sama?-spytałam. 
- Yhym.. 
- No to fajnie. 

   Usiadłyśmy na kanapie nadal rozmawiając. Zaczynałyśmy coraz więcej rzeczy o sobie wiedzieć. Ulubiona książka, film, potrawa... wszystko. Miałyśmy oglądać jakiś film, ale wyszło na tym, że bardziej zajęłyśmy się naszą nie kończącą się konwersacją. Nagle obie usłyszałyśmy jak zamek w drzwiach się przekręca. Rachel spojrzała na mnie zdziwiona i złapała za leżącą obok, pustą, szklaną butelkę po soku i skierowała się do drzwi. W ciszy obserwowałam wszystko, modląc się żeby nie był to napad. Po chwili ktoś wszedł do środka, zaświecając światło na przedpokoju. 


- Tata?-krzyknęła przestraszona dziewczyna z butelką uniesioną w górze. 
- Rachel, dziecko boże... co ty robisz? 
- Nie mów tak do mnie, przecież wiesz, że nie wierzę. 
- Tak.. te twoje bajeczki po 12 bogach... 
- To nie bajeczki!-zaczęła przekomarzać się z mężczyzną w średnim wieku. Na oko wyglądał na góra 45 lat. Miał czarne włosy, z lekko siwiejącymi końcówkami. Kilkudniowy zarost utrzymywał się na jego twarzy. Na sobie miał czarny, prążkowany garnitur. Wyglądał bardzo elegancko i dostojnie, z pewnością był jakimś potentatem majątkowym. 
- Dzień dobry.-przywitałam się, gdy mężczyzna wszedł do salonu. Uśmiechnął się do mnie sympatycznie i powiedział coś do swojej córki na ucho. 
- NIE WIEM CZY SIĘ ZGODZI, TATO!-krzyknęła. No tak, zachować dyskrecję to bardzo potrafiła. 
- To się zapytaj.-warknął. 
- Dobra...-jęknęła przewracając teatralnie oczyma.- Ej, Sandra... mój tata współpracuje z agencją modelek. Dzisiaj wieczorem ma odbyć się jakaś sesja czy coś... i nie mają za bardzo kogo wziąć. Wszystkie na pokazach i wyjazdach, miałabyś ochotę pojechać ze mną na tę sesję? Dobrze płacą, naprawdę. A jak im się spodobasz to może coś się jeszcze bardziej rozkręci... 
- No nie wiem... 
- No chodź! 
- Nie nadaję się na modelkę....-szepnęłam zmieszana. 
- Bardzo się nadajesz, głuptasie! Rusz zadek, jedziemy z tatą. 
- No dobra...-powiedziałam nie chętnie zabierając moją torbę z kanapy i ruszyłam za Rachel i jej ojcem. Nie spodziewałam się,że to dzień miał być kluczem do mojej kariery. 

   Minęły dwa tygodnie, po tym jak prenumerata magazynu na którego okładce się znalazłam, ukazała się mediom. Dwa tygodnie pełne szaleństwa. Mój telefon nieustannie dzwonił, a ja zmuszona byłam do wyłączania go. Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy. Zgarnęłam nie złą sumkę, która wystarczyłaby mi na jakieś trzy miesiące życia w Polsce, co strasznie mnie zadowalała. Dzięki Rachel stawiałam kroki w modelingu. Zaczęłam poznawać takie osobistości jak, Barbara Palvin oraz Jade Jagger. Dobrze wiedziałam, że nie po to tutaj przyjechałam. Obiecałam mamie i sobie, że będę dziennikarką. Musiałabym nią być, ale potrzebowałam pieniędzy. Bardzo, więc gdy tylko proszono mnie o wywiad, pojawienie się na galach i o sesje zawsze się zgadzałam. Nie miałam menadżera, ojciec Rachel bardzo pomagał mi w rozeznaniu. Załatwiał spotkanie i inne,za co byłam mu wdzięczna. Nie minęły dwa miesiące,a Sandra Evens stała się sławna na cały Polskę. Dosłownie. Pewnego deszczowego dnia, siedziałam sama w moim mieszkaniu oglądając telewizję. Odpoczywałam po kolejnym, udzielonym wywiadzie gdy nagle zadzwonił telefon. Szybko dobiegłam do niego i odebrałam. 

- Miałaś być dziennikarką.-warknęła do słuchawki telefonu. Dobrze wiedziałam z kim rozmawiam.
- To nie tak jak myślisz, mamo.. 
- Tak? Naprawdę?-krzyknęła zdenerwowana, wyczułam w jej głosie, że coraz bardziej się irytuje. 
- Potrzebuję pieniędzy, a modeling mi pomaga. 
- Powiedz od razu, że po to tutaj przyjechałaś. 
- Nie prawda! Dobrze o tym wiesz!
- Mogłabyś mnie chociaż raz w życiu nie okłamywać? Nie obchodzi mnie, że tutaj studiujesz. Wracasz do domu! 
- Nigdzie nie wracam! 
- Słucham? 
- Dobrze słyszałaś. Zostaję w Niemczech. 
- Nie masz prawda. 
- Mam. Skończyłam osiemnaście lat i nie jesteś w stanie mi niczego już zabronić. 
- Wiesz na co się decydujesz? 
- Możliwe. 
- Masz wybór, Sandra.-rzekła ze wściekłością.- Rodzina czy kariera. Jeżeli wybierzesz to drugie, pożegnasz się z nami na zawsze, a jeżeli to pierwsze... i wrócisz do nas, może kara nie będzie aż tak surowa... 
- Przepraszam, ale nie mogę. 
- Jesteś nic nie wartą córką! Nic nie jesteś warta, nic! 
- I mówi mi to kobieta która wychowywała mnie przez osiemnaście lat. 
- Wiesz kim jesteś? Jesteś wyrodnym dzieckiem! Wyrodną córką! Nienawidzę siebie za to,że urodziła takiego zwyrodnialca jak ty! Powinnam poddać się aborcji! Rozumiesz? Nie jesteś nic warta, dziewucho. Od dzisiaj nie masz na kogo liczyć! Zostajesz sama! Nie błagaj o przebaczenie, bo jedyne gdzie wylądujesz to trasa dla takich dziwek jak ty!

   Rozłączyłam się. Nie mogłam dłużej tego wytrzymać. Po prostu nie mogłam... Byłą moją matką! Odłożyłam słuchawkę telefonu i z płaczem osunęłam się na podłogę. Płakałam i płakałam. Tak bardzo, że po chwili nie miałam już czym. Tak bardzo chciałam cofnąć czas... żeby wszystko było dobrze. Nie mogłam już nic zrobić, zostałam skreślona. Po całości mnie skreślono. Tyle się wydarzyło, tyle już straciłam... a myślałam, że gorzej już nie może się stać. Tamtego dnia, rozpłakana poszłam na strych. Tamtego dnia wyjęłam linę z szuflady. Właśnie dzisiaj jest mój ostatni wpis. Żegnaj była rodzino, żegnaj Rachel, żegnaj świecie. To koniec. 

Tak jak napisała, tak się stało nie było, już więcej jej wpisów, nie było nic puste kartki. Łzy płynęły mi ścieszkami, które same sobie wyznaczyły. Nawet nie wiedziałam jak ona się w tym czasie czuła. Wiem jedno muszę znaleźć tą dziewczynę o imieniu Rachel. Będzie to trudne, ale ja nie odpuszczę do puki z nią jie porozmawiam. Ona jedyna wie co się stało z Sandrą po jej śmierci. Tak naprawdę nic nie wiadomo co się z nią działo z moją siostrą jak popełniła samobójstwo. Cóż przynajmniej ja nie wiem. Rachel...Rachel...Rachel...Przecież nie będę podchodziła do każdej Rachel na świecie i się pytała co wiesz co Sandrze Evans co nie? Lepiej schowam ten pamiętnik zanim ktoś go zobaczy. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Hejka mamy tylko jedno do powiedzenia, że bohaterów Sandrę, Rachel, Kaśkę i Diego możecie znaleźć w zakładce bohaterowie. 

Harry i Horanowa :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz